RDR: Undead Nightmare
Zombiaki to pocieszne zwierzaki. Ta kupa mięsa, poruszająca się często koślawo i wydająca z siebie dziwaczne jęki, na pierwszy rzut oka wcale nie jest godnym nas przeciwnikiem. Zlikwidowanie "zarażonego" też specjalnie trudne nie jest - wystarczy uszkodzić jego zgniły mózg. Problemy zaczynają się jednak, gdy maszkary są w grupie, a my nie mamy za bardzo gdzie się przed nimi schować. Właśnie taki scenariusz funduje nam Rockstar w najnowszym, płatnym dodatku do Red Dead Redemption - czyli Undead Nightmare.
10.01.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:47
Wzorem Episodes from Liberty City dla GTA IV, "Koszmar Nieumarłych" twórcy zdecydowali się wrzucić na osobną płytkę, razem z dotąd udostępnionymi rozszerzeniami, a całość jest do nabycia normalnie w sklepie. Jako rzecz do pobrania (bo tak też można), w porównaniu z DLC do innych tytułów, Undead Nightmare wcale do drogich także nie należy, a mimo to serwuje pokaźną ilość nowych elementów i przede wszystkim rozbudowanie historii Johna Marstona. To również kolejny dowód na to, jak studio odpowiedzialne za grę potrafi sprawnie bawić się wykreowanym przez siebie światem oraz jego mieszkańcami - wraca czarny humor, dobre dialogi i wyraziste postacie, charakterystyczne dla Rockstar.
Opowieść zaczyna się niczym klasyczny, kiczowaty horror. Na ranczo głównego bohatera trwa oto pełna sielanka - John rekompensuje sobie długą rozłąkę z rodziną, więc spędza z nią teraz każdą możliwą chwilę. Nie spodziewa się niemniej, że całe towarzystwo jest obserwowane przez niezapowiedzianego, nadgniłego gościa... Atak następuje z zaskoczenia, kiedy już wszyscy położyli się spać. Zainfekowany dopada żonę Marstona, która potem z kolei zabiera się za jego syna. Choć sytuacja nie wygląda za dobrze, kowbojowi udaje się ją opanować. Bliskich związuje i barykaduje na farmie, sam natomiast wyrusza szukać lekarstwa na zagadkową chorobę, zamieniającą wszystkich w okolicy w kreatury nocy.
Kto za ambaras odpowiada nie wiadomo aż do samego końca, choć mieszkańcy poszczególnych, odwiedzanych przez nas miast wskazują z reguły na Żydów, Meksykanów, czy rzecz jasna rząd... Krucjatę przeciw zombiakom zaczynamy właściwie na opak w stosunku do oryginalnej historii, ponieważ pierwszą metropolią, do której się kierujemy, jest Blackwater. Jak nietrudno się domyślić, poszczególne z lokacji są opanowane przez zgniłków, dlatego zanim czegokolwiek się dowiemy, musimy pomóc ocalałym odeprzeć ataki. W zasadzie za każdym razem wygląda to tak samo i kolejne miejscówki różnią się wyłącznie ilością maszkar, jakie musimy ukatrupić. Miasta lekko pozmieniano wizualnie, dorzucając między innymi płonące domy, czy ciała leżące na ulicy. Minusem jest brak sklepów - ich właściciele stali się przekąską dla umarlaków. Skąd więc tu brać amunicję?
[break/]Szybko rutyną stanie się przeszukiwanie ciał, gdyż to właśnie wszelkie trupy "noszą" największą ilość przedmiotów. Dodatkową broń oraz inne niezbędne rzeczy znajdziemy także w skrzyniach, jakie pojawią się po odbiciu miasta. Przerażać może fakt, że pociski kończą się zawsze w zastraszającym tempie, a hordy zombie potrafią niekiedy ponownie zaatakować właśnie oczyszczoną lokację. Oczywiście przemierzając prerię również wpadniemy na niewielkie grupki umarłych, plus pokaźną ilość losowych zdarzeń, w których ich jęków nie zabraknie. Pamiętacie kobietę uciekającą przed wilkami? Tu ścigają ją zgniłki. Są też sceny, gdzie mąż trzyma na smyczy swoją zarażoną żonę i dokarmia ją fragmentami ciał, rzucając od czasu do czasu "Potrafię zadbać o moją rodzinę". Klimat potrafi być ciężki, lecz nie zabraknie przy tym i sytuacji z naprawdę dużą dawką humoru.
Wrogowie w Undead Nightmare występują w kilku wariacjach. Tradycyjne zombie są niezdarne oraz wolne, ale podrużują w sporych grupach. Tak zwani Bolters z kolei poruszają się bardzo szybko, cały czas trzymając się nisko. Następnie mamy jeszcze robiących za tarany Bruisers, no i plujących kwasem Retchers. Ostatnią kategorią umarłych jest zwierzyna, ale też zapomnijcie o krwiożerczych, nadgniłych królikach - pomniejsze futrzaki stały się obiadem dla tych większych, bardziej drapieżnych. Wpadniemy między innymi na nadgryzione niedźwiedzie grizli, kuguary, wilki czy kojoty. Wrednych stworów jest od groma, są bardziej agresywne, niż ich żywe odpowiedniki w Red Dead Redemption. Jak przystało na kiczowaty horror, nie zabraknie również nietoperzy, które zastąpią wszelkie ptactwo.
W chodzącą kupę mięsa zamieniły się także konie i to największy plus całej zarazy. Wierzchowce, chociaż prezentują się mało okazale z ich wystającymi kośćmi, ścięgnami oraz zdartą skórą, są szybkie oraz co najważniejsze - nie męczą się w czasie jazdy. Gnijącego rumaka możemy złapać na lasso, bądź przywołać, gdy "klasyczna" szkapa nam padnie. Rockstar ponadto przygotowało dla fanów coś specjalnego - konie czterech jeźdźców apokalipsy, z których każdy to małe dzieło sztuki. Wojna ma płonącą grzywę, a gdy przebiega obok przeciwników, podpala ich. Zaraza jest wychudzona, zaś z jej oczu i zaropiałych ran sączy się krew. U kopyt Głodu lata mnóstwo much, natomiast najbardziej przydatna staje się Śmierć. Ot, umarlakom będącym w pobliżu tego konia eksplodują głowy. Mało? Jak dobrze przeszukując prerię to i wyśnionego jednorożca sobie znajdziecie...
Przy "lizaniu" wszystkich ścian w miastach, czy ziarenek piasku poza ich murami, Undead Nightmare starczy spokojnie na kilkanaście godzin zabawy solo. Choć główne misje są bardzo powtarzalne, więc po którymś z kolei oczyszczaniu z zombie danej lokacji po prostu zawieją nudą, to i tak zostaniecie wciągnięci przez otaczający Marstona świat. Losowe zdarzenia zostały świetnie wyreżyserowane, do tego czeka zestaw nowych wyzwań. Spokojnie - nie ma już mozolnego zbierania zielska... Tym razem wszystko skupi się na eliminacji zombie, zwierzyny plus wyłapywaniu legendarnych wierzchowców. Za "wycalakowanie" kampanii otrzymamy nagrody w formie wdzianek dla Johna, czy postaci do opcji multiplayer.
[break/]Lekko zaskakujące, że poza dość długą kampanią dla samotników, na płycie znalazł się również nowy tryb do gry wieloosobowej - z zombie w roli głównej. Rockstar rozpieszcza nas nie tylko ośmioma modelami maszkar, w jakie możemy się wcielić, ale także wariacją tak popularnej hordy. Na dość sporych arenach, czterech graczy musi stawić czoła nadciągającym falom umarlaków. Sęk w tym, że stwory musimy eliminować szybko i sprawnie, gdyż naszym przeciwnikiem jest tu też upływający czas. Z kolejnymi etapami rzecz jasna mamy coraz ciężej - zombie są bardziej wytrzymałe, a na domiar złego nie możemy podnosić poległych towarzyszy. Gdy cała zabawa trwa za długo, zgnilizna autentycznie zalewa cały ekran, eliminując uczestników. Na brak map do nowego trybu nie ma co narzekać.
Co jeszcze znajdziemy na nośniku? Legends and Killers to paczka skierowana przede wszystkim do fanów Red Dead Revolver, czyli poprzednika Red Dead Redemption. W niej uświadczymy bohaterów z gry (w sumie 8) dostępnych w multi, 9 lokacji pod zabawę online oraz nową broń miotaną - tomahawk. Z kolei zestaw Liars and Cheaters stanowi coś dla wielbicieli hazardu. W Pokera, Liar's Dice, a nawet w wyścigi konne, teraz zagramy wspólnie ze znajomymi po sieci. Ponadto dorzucono 15 postaci, kilka nowych miejscówek, no i potężne Explosive Rifle. Każdy z dodatków posiada swój zestaw osiągnięć, a by je wszystkie zdobyć trzeba będzie się oczywiście dosyć mocno nagimnastykować...
Trudno w temacie oprawy napisać coś nowego - to w dalszym ciągu przepiękny otwarty świat. Doszły świeże modele, zombie wyglądają i poruszają się świetnie. W grupach ciężko wyłapać kilka identycznych umarlaków, co przyznam pozytywnie mnie zaskoczyło. Olbrzymie wrażenie robią wierzchowce - prezentują się obłędnie, z apokaliptyczną czwórką na czele. Trochę gorzej wypadają zwierzęta zamieszkujące dzicz, bo każdy "miś" jest dokładnie tak samo nadgniły. W sferze audio bez niespodzianek - aktorzy świetnie wcielili się w swoje rolę i widać, że Rockstar dograło pokaźną ilość dialogów. Tu i ówdzie pojawia się także narrator, który sposobem mówienia przywodzi na myśl Rodzinę Addamsów. Brawa należą się i za kilka nowych utworów. Obok brzdąkania na gitarze nie zabrakło kawałków wokalnych, a choć nie umywają się do ścieżki dźwiękowej z Red Dead Redemption, należy docenić, iż w ogóle zostały wepchnięte do rozszerzenia.
Podsumowując, Undead Nightmare to wynik wymieszania westernu z kiczowatym horrorem. Rozgrywka skupia się głównie na eliminacji zombie przy pomocy tak nowatorskich środków destrukcji, jak woda święcona czy Blunderbuss. Jak mniemam, najbardziej przypadnie Wam do gustu ten drugi, głównie dlatego, że strzał z tego cacka po grupce zombie pozostawia jedynie kałużę krwi. Choć miejscami zdecydowanie powiewa tutaj nudą, tak nadal na prerii jest sporo do roboty. Nie zapominajmy do tego, że znalazło się miejsce na nowy tryb i modele postaci do multi oraz dwa wcześniejsze dodatki - warto przemyśleć zakup.