Red Dead Redemption

Dziki Zachód nie jest specjalnie popularnym tematem dla gier. Racja, weterani pamiętają jeszcze kultowe Outlaws, lecz po tej produkcji nastał wieloletni, gatunkowy sezon ogórkowy. Dopiero dużo później światło dzienne ujrzały dwie bardzo obiecujące pozycje, czyli Gun oraz Red Dead Revolver. W pierwszym przypadku otrzymaliśmy fajną symulację życia na prerii z otwartym światem, w drugim zaś doświadczyliśmy plejady pokrętnych postaci stworzonych przez Rockstar oraz bardzo liniowego podejścia do zabawy. Tytuł ojców Grand Theft Auto ostatecznie nie odniósł większego sukcesu, lecz ekipa nie poddała się i próbuje raz jeszcze swoich sił - tym razem z Red Dead Redemption.

Redakcja

31.05.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:49

W przypadku obu produkcji podobieństwo nazw oraz westernowe podejście do sprawy to jedyna cecha wspólna, gry nie są bowiem w żaden sposób powiązane ze sobą fabularnie. W "Odkupieniu" przychodzi nam się wcielić w postać Johna Marstona. Poznajemy go, kiedy jest odprowadzany w eskorcie dwóch agentów federalnych na pociąg do niewielkiej mieściny Armadillo. Okazuje się, że rewolwerowiec ma sporo na sumieniu - należał do gangu, z którym siał postrach w wielu stanach. Niestety wspólnicy zostawili go na pewną śmierć. O dziwo, Marston nie trafił do Stwórcy, lecz wylizał się z ran i postanowił odmienić swe życie. Założył rodzinę oraz osiadł na własnej ziemi. Demony przeszłości nie kazały na siebie jednak długo czekać. Pod groźbą odebrania mu wszystkiego, rząd zmusza bohatera do niechcianej współpracy. Musi on złapać dawnych kompanów i doprowadzić ich przed oblicze prawa – naturalnie żywych lub martwych…

Jak przystało już na tytuły od Rockstar, dostajemy tu olbrzymi, otwarty świat, po którym będziemy swobodnie podróżować. W tajniki sterowania wprowadzi standardowo samouczek - na farmie rodziny MacFarlane pojmiemy podstawy poruszania się, strzelania czy jazdy konnej. Z miejsca w grze odnajdą się weterani ostatniego GTA, gdyż zarówno mechanika zabawy, jak też "padologia", czerpią garściami z „czwórki”. Na mini mapie znajdziemy charakterystycznie oznaczone, kluczowe dla fabuły punkty oraz misje drugoplanowe, plus wszelakie zajęcia poboczne. Całą historię popchną do przodu główne wątki - które niestety w dalszym ciągu są dość liniowe. Marston między innymi pomoże szarlatanowi wcisnąć ludziom magiczny napój, oczyści farmę z atakujących kurczaki kojotów, czy nawet dołączy do rewolucji w Meksyku. Zadań jest co niemiara i doskonale wypełnią one czas tym z Was, którzy planują jedynie szybkie przejście Red Dead Redemption. Dla tych bardziej wytrwałych gra skrywa dużo więcej - zacznijmy może ciut niestandardowo od misji nieobowiązkowych i opcji spędzania wolnego czasu.

Obraz

Przede wszystkim warto zaznaczyć, że najnowsze dzieło Rockstar niezwykle mocno stara się oddać warunki panujące w przedstawionym okresie historycznym. Indianie są już w rezerwatach, zaś nowinki technologiczne powoli wypierają stary porządek Dzikiego Zachodu. W niewielkich miasteczkach oddamy się głównie różnym formom hazardu. Z gier karcianych jest poker i blackjack (pojawia się nawet opcja oszustwa), a w Liar’s Dice rozchodzi się wyłącznie o kości. Następnie postaramy się nie stracić palców w szybkiej "zabawie" w nóż (stukanie między nimi po stole) lub porzucamy podkową. Mało? W miastach znajdziemy również sklepy, gdzie zakupimy niezbędne do przeżycia na stepach przedmioty. Kilka atrakcji pojawia się też na farmach. Garść dolców zarobimy bawiąc się w nocnego stróża, albo ujeżdżając agresywnego konia. Oprócz tego można podszkolić umiejętności podejmując urozmaicone wyzwania.

[break/]Przeczesywać będziemy dokładnie prerię w poszukiwaniu istotnych gatunków zwierząt czy roślin, chociaż to dalej nie wszystko… Od nieznajomego, napotkanego gdzieś na piaszczystych pustkowiach, dostaniemy mapę skarbów, a i kilka futer przyjdzie nam nożem własnoręcznie ściągnąć. Zadania z początku wydają się proste (na przykład, aby podkręcić swoją umiejętność strzelania "zdjąć" należy powiedzmy pięć ptaków), lecz z czasem misje stają się coraz trudniejsze i w końcu, weźmy na to, trzeba będzie zabić watahę wilków przy użyciu wyłącznie dzierżonego w dłoni śmiercionośnego ostrza. Każda z czterech kategorii (łowiectwo, przeżycie, strzelanie oraz poszukiwanie skarbów) ma aż po 10 poziomów. Za ich ukończenie John zyska nie tylko kilka użytecznych przedmiotów plus nowe wdzianka, ale także sławę - która jest dość istotnym czynnikiem w grze.

Obraz

Rockstar postanowiło dać nam możliwość stworzenia własnej wersji Marstona. Co to oznacza w praktyce? Za poszczególne misje, wyzwania, tudzież zadania poboczne, nagradzani jesteśmy punktami sławy i honoru. Za dobre uczynki przybędzie ich zawsze trochę, zaś przy złych wszystkie statystyki rzecz jasna nam tu pospadają. W zależności od tego, czy będziemy typem spod ciemnej gwiazdy, czy też herosem, różnie zareagują na nas mieszkańcy świata. Często może się zdarzyć, że przez duży współczynnik dobra unikniemy niepotrzebnego rozlewu krwi. Czy bandziora z listu gończego dostarczymy żywego, czy martwego, także ma na wizerunek wpływ - w końcu złapanie złoczyńcy na lasso jest znacznie trudniejsze od posłania mu kulki w łeb. Warto zauważyć, że o naszych dokonaniach możemy usłyszeć z plotek w czasie partyjki pokera w pobliskim saloonie. No ale przy karcianym stole zasiądą mijane często twarze mieszkańców, jak choćby właściciele sklepów, albo barmani. Zabawa wypada naprawdę wiarygodnie.

Ano właśnie - wykreowane przez programistów środowisko oszałamia i niezwykle wciąga. Prawdę mówiąc trudno miejscami nie zapomnieć, że jest to wyłącznie gra. Nie przeszkadza nawet kolejny znany z Grand Theft Auto zabieg, czyli ograniczenia nas jedynie od określonego rejonu (kolejne zajęcia oraz lokacje otwierane są w miarę naszego postępu w wątku głównym). Mieszkańcy, gdy świeci słońce, zajmują się codziennymi sprawami, a wieczorem przesiadują w swoich domach lub też przechadzają po mieście. Sprzedawcy nie zawsze stoją sztywno przy kasie w oczekiwaniu na gracza, lecz także potrafią zająć się czymś na zapleczu. Doświadczycie do tego iście filmowych przejazdów konnych gangów przez główną ulicę - bandziory będą strzelać w powietrze, krzyczeć, robić zamieszanie, zaś któraś z bogu ducha winnych osób może zostać nawet złapana na lasso i pociągnięta kilkanaście metrów po ziemi za koniem. Oczywiście gracz nie stoi ponad prawem - za wszelkie wykryte przestępstwa jesteśmy ścigani, a wtedy nasz wizerunek zdobić będzie listy gończe. Da się uciekać przed pościgiem lub odsiedzieć karę w więzieniu - jeżeli nie jesteśmy w stanie pokryć kosztów wykroczenia.

Obraz

Zatrzymajmy się na chwilę przy wierzchowcach, które w Red Dead Redemption stanowią podstawowy środek transportu. Wykonaniem mogą śmiało konkurować z tymi z Assassin’s Creed - o ile nie są w ogóle najbardziej zaawansowanymi, również "technologicznie", w grach. Na prerii znajdziemy ich całe stada, zaś w miastach niewielkie bryczki z zaprzęgiem, czy charakterystyczne dla tego okresu dyliżanse. Twórcy nie zapomnieli o takim szczególe jak to, iż zwierzęta są bardzo wyczulone na głośne dźwięki, stąd wszelki wystrzał, wybuch potrafi je spłoszyć. Marston, jako rewolwerowiec, jest naturalnie doskonale z końmi obyty. Szybsze dzikie gatunki potrafi złapać na lasso, a swoją ulubioną sztukę wezwie gwiżdżąc. Całkiem sprytnie rozwiązano jazdą w szyku, co było największą bolączką dodatku do The Lost and Damned do GTA IV - wystarczy tutaj przytrzymać odpowiedni przycisk, a John wyrówna prędkość galopu do towarzyszących mu osób.

[break/]Wszelkie atuty kampanii udało się w sumie zachować w trybie wieloosobowym. We Free Roam otwarty jest dla nas cały świat. 16 drabów może tworzyć własne gangi i toczyć między sobą boje. W większych miastach znajdziemy szybki transport oraz klasyczne rozgrywki. Free for All to standardowe „każdy na każdego” - całość zaczyna się od pojedynku, gdzie gracze ustawieni są twarzą do siebie w koło i na znak wypalają z broni, równocześnie starając się przeżyć. Po masowej egzekucji zaczyna się zabawa właściwa, czyli w "ubijanie" jak największej ilości osób. Poza tym napotkamy także szarpanie drużynowe pod postacią Capture the Bag. Tu z kolei rozchodzi się o torby złota, które musimy „podwędzić” z obozu wroga oraz dostarczyć do naszego. Za wszystko, co będziemy robić w multi, wynagradzani jesteśmy punktami doświadczenia, a z każdym kolejnym poziomem otrzymujemy dostęp do nowej broni, ubiorów, wierzchowców i przydomków.

Obraz

Sporo kontrowersji po premierze gry pojawiło się przy okazji licznych odkrytych w niej błędów - pozwolicie, że stanę w obronie twórców. Nie zapominajmy, że jest to kolosalny otwarty świat, zaś pomniejsze niedociągnięcia są spotykane nagminnie i w wielu innych podobnych produkcjach. Tak jak lekkie spadki płynności. Poza tym wizualnie Red Dead Redemption jest chyba w tej chwili najładniejszą tego typu grą konsolową, jaką widziałem. Mamy rozległe, dopracowane widoki. Konie poruszają się niezwykle naturalnie, pod skórą widać pracujące mięśnie. Każda napotkana osoba to również klasa sama w sobie. Całość autentycznie sprawia wrażenie żyjącego świata, bo (co tu dużo mówić) za fizyką ruchu i animacjami stoi ponownie technologia Euphoria. Wielki plus także za to, że przez cały czas, kiedy to przemierzać będziemy prerię, nie doświadczymy dogrywających się zauważalnie obiektów, czy tekstur. Ponarzekać można tylko na nowy system pojedynków. W Red Dead Revolver liczyło się jak najszybsze wyciągnięcie broni z kabury (ruch gałką w przód i w tył) oraz raptem kilka celnych strzałów, a tu motyw uproszczono.

Równie wysoki poziom, co grafika, trzyma oczywiście ścieżka dźwiękowa - inaczej być nie mogło. Melodie charakterystyczne dla westernów absolutnie nie męczą uszu, miejscami pojawiają się także utwory śpiewane. Dialogi to klasa sama w sobie - ale do tego ekipa Rockstar przez lata nas już przyzwyczaiła. W rozmowach znajdziemy mniej charakterystycznego dla Grand Theft Auto głupkowatego humoru, a dużo więcej realnych rozterek trapiących mieszkańców prerii. Przez świetny dobór aktorów wszystko trzyma się kupy. W pamięć szczególnie zapadła mi genialnie stworzona postać szeryfa Armadillo oraz pastor, który stojąc przed saloonem nawołuje grzeszników do odstąpienia od kieliszków, czy towarzystwa kobiet lekkich obyczajów, i powrotu do swoich kochających rodzin.

Obraz

Podsumowując, Red Dead Redemption to tytuł wybitny, który wielkim susem przeskoczył ostatnie gangsterskie przygody w Liberty City. Jest tutaj mnóstwo do roboty i jestem pewien, że wiele osób spędzi równie długi czas przy stolikach do pokera, co na polowaniach czy wszelakim zbieractwie ziół - o wypełnianiu głównego wątku nie wspominając. Twórcy zrobili mini grę nawet z samego kompletowania strojów dla Marstona – poszczególne ich części porozrzucane są po całym świecie. A jeszcze przecież multiplayer skrywa w sobie ogromny potencjał... Jasne, błędy są i tylko one odgradzają tytuł od absolutnej wielkości. Zakładać kapelusze, wskakiwać na konie i w te pędy galopować do sklepów!

h6 {color:#AF2B31; margin-bottom:7px;}h3 {color:#EFEFEF; margin-top: 30px; }table td {text-align:center;}Co o Red Dead Redemption myśli TomisH?Redaktor naczelny // tomish(na)gamikaze.plNiezaprzeczalnie każdy konsolowiec powinien mieć ten tytuł w swojej kolekcji. Jest frajda z samego "katowania" Euphorii, a co dopiero podążania ścieżką fabularną (albo też nie). Wyraziste postacie, świetna grafika i udźwiękowienie - brać!

Co o Red Dead Redemption myśli North?

Redaktor i newsman // north(na)gamikaze.plDla mnie to nie tyle "sandbox", co prawdziwy świat, w którym chce się zamieszkać. Z westernu bije życie, a mnogość misji oczaruje fanów kowbojów. Niezła fabuła, masa klimatu i akcji oraz świetne multi - nie można przejść obok tej gry obojętnie.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)