Sniper Elite V2

18.05.2012 11:09, aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W strzelankach wszelkiej maści lubię sobie pobiegać ze snajperką. Jeżeli mam wybór między bezpośrednią wymianą ognia, a rozwaleniem kogoś z odległości, zazwyczaj decyduję się na tę drugą opcję. Ekipa Rebellion zainteresowała mnie dlatego ogromnie próbą powrotu do swej nieco zapomnianej już marki o strzelcach wyborowych. Komputerowcy jeszcze na Sniper Elite V2 czekają, lecz konsolowcy mogą już od jakiegoś czasu z dachów zrujnowanych kamienic przez lunetę zdejmować wrogie siły. Żadna niestety z produkcji tej „elita” gatunku, ale gra zapewnia mimo wszystko całkiem przyzwoitą zabawę.

Udanie wpleciono „dwójkę” w nazwę kontynuacji. Otóż V2 to legendarne pociski rakietowe dalekiego zasięgu, które podczas II Wojny Światowej napsuły aliantom krwi. Dali sobie z zatrzymaniem ich produkcji w końcu radę, pojawiło się jednak niebezpieczeństwo, że zbiegli naukowcy, pracujący dotąd przy projekcie, wpaść mogą w ręce Rosjan. Zadanie Amerykanina Karla Fairburne’a jest proste – wpakować kulkę w makówki wszystkich z nich. Oczywiście w trakcie wykonywania poszczególnych misji pojawi się sporo problemów, ogólnie fabuła nie należy niemniej do jakichś przesadnie skomplikowanych. Bohater twardym, dumnym głosem wyjaśnia, co też będzie miał zaraz do zrobienia, a po wykonanym zadaniu, przy akompaniamencie wojennego zgiełku, znika niczym duch.

Zanim przejdę do marudzenia na wszystko, co w tym projekcie nie zagrało, skupię się na najważniejszej zalecie – wielkiej frajdzie z odstrzeliwania cyfrowych ludzi. Przede wszystkim korzystamy naturalnie z karabinu snajperskiego, a wraz z postępami w rozgrywce zdobywamy kolejne modele o coraz ciekawszych właściwościach (choćby większe zbliżenie). Przed polowaniem na „kaczki” warto wdrapać się gdzieś wysoko, zwracając uwagę na to, czy przypadkiem nasza leżąca na deskach postać nie rzuca cienia na dole. Potem już czysta frajda. Kule przepięknie wchodzą w ciało, a najlepsze, że przy wyjątkowo dobrych strzałach włącza się tryb rentgenowski. Widać dokładnie jakie kości strzaskaliśmy, które organy wewnętrzne eksplodowały, ile palców u draśniętej ręki odleciało. Można kogoś nawet pozbawić jaj i nie chodzi mi o wprawienie go w zażenowanie… Zwolnienie akcji oraz podążanie za przemierzającym nierzadko całą planszę pociskiem uważam za takie małe, sycące mistrzostwo świata.

Obraz

Szkoda, że wbrew zapewnieniom twórców, skazani jesteśmy na otwarte konfrontacje z całymi zastępami nieprzyjaciół. Oczywiście można próbować grać po cichu, mozolnie zakradając się od Niemca do Ruska, zdejmując dostrzeżonych w oddali przeciwników pod dźwiękową osłoną bicia dzwonu, tudzież bombardowań w tle, lecz źle rozstawiono punkty kontrolne. Po kilkuminutowym „czyszczeniu” terenu z wrogów oraz nieoczekiwanej kulce w potylicę od snajpera, który nagle zmaterializował się z powietrza na rusztowaniu (co niestety częste i niesprawiedliwe), któryś z kolei restart spowoduje, że przestaniecie się cackać. Szczególnie, iż pojawiają się wręcz obowiązkowe strzelaniny, bo zazwyczaj po wypełnieniu głównego celu misji zbiega się do nas nie wiadomo skąd tak z dwudziestu chłopa. Tymczasem w podręcznym „maszynowcu” zawsze nabojów za mało, a z pistoletu z tłumikiem to można sobie „poprztykać” raz na kilka sekund…

[break/]Okazjonalna frustracja to w grze tej rzecz normalna. Nie da się przełączyć dowolnie kamery nad lewe, bądź prawe ramię Karla, więc szybkie rzucenie okiem za róg jest utrudnione. Szwankuje chowanie się za przeszkodami. Gdy przed przystąpieniem do likwidacji naukowca ze szczytu zrujnowanego budynku zdaje się nam, że dostatecznie zabezpieczyliśmy tyły (gęsto rozstawiając ładunki z linkami, czy miny przeciwpancerne w przejściach), by zapobiec zaskoczeniu nas przez patrol później, w większości przypadków nie da to nic. Przeleci po pułapkach, właduje cały magazynek prosto w plecy, kiedy skupimy się na czymś innym. Na sekundę przed tym zaś zrobi nam się jeszcze automatyczny zapis... Nie wiadomo po co jest przenoszenie ciał, gdyż na chowanie zabitych szkoda zwyczajnie czasu.

Obraz

Wkurza niemożność wejścia, gdzie się chce, bo przejście blokują niewidzialne ściany. Trzeba po sznureczku iść tak, jak twórcy to sobie wymyślili. Zastanawiający jest też fakt rozpoczynania misji niejednokrotnie w zamkniętych pomieszczeniach. Sami także się umiemy teleportować, tak jak przeciwnicy? Z uwagi na liczne błędy niewielu pewnie liźnie najwyższej dostępnej trudności, gdzie trajektoria lotu pocisku zależna jest od siły przyciągania ziemskiego, wiatru oraz postawy snajpera, zaś wszelkie wizualne wspomagacze zostają wyłączone - normalnie da się spoglądając przez lornetkę oznaczyć widocznych wrogów, przy zauważeniu bohatera zostawia on świetlistego ducha, wskazującego, w którą stronę udadzą się zaalarmowane posiłki, a jeszcze specjalna strzałka pokazuje nam, skąd nadchodzi atak (co przy „nadprzyrodzonej” zdolności przeciwników do strzelania przez mury przydaje się często). Sztuczna Inteligencja szaleje niezależnie od obranego poziomu wyzwania, choć zdarza się jej udanie zajść nas od tyłu.

Tryby sieciowe, opierające się na współpracy graczy, nie są zbytnio zajmujące. Decydując się na zakup Sniper Elite V2, najwięcej czasu spędzicie na rozwalaniu kolejnych fal niemieckich sił, starając się jak najdłużej przeżyć, albo z ziemi zaznaczając kumplowi na dachu cele do odstrzelenia, by później zamienić się rolami. Brakuje przyznam bardzo opcji mierzenia na cierpliwość (i kule) z innymi „wyborowcami”, szczególnie jeśli ktoś miło wspomina film Wróg u bram. Ponoć komputerowcy niemniej taką możliwość dostaną, więc może pojawi się odpowiednia łatka? Pod kątem graficznym mamy do czynienia z produktem ładnym, lecz tylko tyle. Zgruzowane miasta mają swój klimat, są dosyć szczegółowe oraz rozległe, tekstury nawet trzymają poziom. Jedynie sztywna animacja postaci zaskakuje w dzisiejszych czasach… Muzycznie i dźwiękowo z kolei wyśmienicie. Utwory zapadają w pamięć, podobnie jak odgłosy strzałów.

Obraz

Byłoby słabo, gdyby nie ogromna (podkreślę ponownie) satysfakcja ze strzelania. Błędy techniczne, niezbyt współczesna oprawa, wyraźne wpadki programistyczne, dziwnie podjęte decyzje, co do pewnych partii rozgrywki - ale to wszystko odchodzi w cień przy mierzeniu z lunety, a potem obserwowaniu efektów dokładnego przycelowania w jakiegoś delikwenta. Może tym razem uda się przebić obie kostki? Rykoszetem rozwalić równocześnie dwóch wrogów? Czy lepiej spróbować rzucić kamień, odgłosem zwabiając nazistę, potem postrzelić go, żeby wołał o pomoc, a tym samym nakłonił do wejścia w poruszany niespokojnym oddechem "krzyżyk" karabinu innych? Gra nie dla każdego, ale fani snajperów powinni ją sprawdzić.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl