Szczepionka COVID-19. Ziarno niezgody w sieci mogą siać trolle i boty
Platformy sieci społecznościowych, takie jak Facebook i Twitter często promują mocno polaryzujące treści - to jest takie wokół których nie można przejść obojętnie i dzielą społeczeństwo. Tego typu podziały mogą być jednak napędzane w sztuczny sposób.
29.12.2020 17:20
Wiele emocji wywołują obecnie szczepionki Pfizer-BioNTech na COVID-19, zwane Comirnaty. Naukowe opracowania mówią o tym, że już od wielu lat obserwujemy masową kampanię dezinformacji w internecie na temat szczepionek. W tym wypadku może być nie inaczej.
We wrześniu 2018 roku ukazało się opracowanie na łamach prestiżowego magazynu naukowego American Public Health Association. Grupa ośmiu badaczy zebrała próbkę 1 793 690 wypowiedzi na temat szczepionek z Twittera na przełomie lipca 2014 i września 2017. Wnioski były porażające.
Aż 93 procent przebadanych tweetów było efektem zorganizowanej akcji antyszczepionkowej. Duża z nich część prowadziła do organizacji Internet Research Agency, wspieranej przez rosyjski rząd - z zamiarem oddziaływania na interakcji w sieci.
Szczepionki były jednym z kilku tematów przewodnich, którym owa agencja chciała wprowadzić podziały w społeczeństwie. Co ciekawe, konta będące częścią tej operacji, dyskutowały na temat szczepionek znacznie częściej niż zwykli użytkownicy. Dominowały wśród nich trolle, wyrafinowane boty (częściowo wypowiadające się za szczepieniami, a częściowo sceptycznie o nich - naprzemiennie), a także konta, które propagowały również szkodliwe oprogramowanie i nieprzyzwoite treści.
Szkodliwość tego zjawiska polega na zorganizowanym zalewaniu treści w internecie różnymi narracjami. Niektóre z nich były otwarcie przeciwne szczepieniom, a niektóre jedynie sceptycznie - z drugiej strony pojawiały się tam także pozytywne treści. Stosowanie specjalnych hasztagów miało służyć podtrzymywanie dyskusji, która mogłaby normalnie wśród użytkowników nie zaistnieć.
Niekoniecznie najbardziej antyszczepionkowe treści pochodziły od kont w pełni zautomatyzowanych, lecz od użytkowników, których zachowanie trudno jednoznacznie zaklasyfikować.
Autorzy opracowania opublikowanego przez American Public Health Association uważają, że wysyp informacji antyszczepionkowych w internecie jest niebezpieczny. Wiele osób ze sceptycznym nastawieniem, w szczególności rodziców, szuka informacji na ten temat właśnie w internecie. Jednocześnie te same osoby mają mniejsze zaufanie do służby zdrowia i ekspertów medycyny.
Jeśli dyskusje w mediach społecznościowych są sztucznie "wspomagane" i zostawiane są bardzo duże ilości wpisów w ramach skoordynowanych akcji - większa jest szansa tego, że właśnie nieświadoma osoba na nie się natknie i wzmocni swoje obawy.
Oficjalne dane mówią o zaledwie 8 przypadkach wstrząsu anafilaktycznego na 4,6 milionów szczepień na COVID-19 (dane za Science Mag z 21 grudnia 2020 i Bloomberg z 29 grudnia 2020). Szanse jak na trafienie piorunem. Ale w internecie, gdzie dyskusja skupiona jest nie na 4,2 milionach szczęśliwie zaszczepionych, lecz na tych 8 pechowcach, którym ostatecznie nic się nie stało - wszystko jest możliwe.
Niestety opracowanie nie podaje żadnej skutecznej metody walki z dezinformacją, ale odnotowuje, że służby publiczne bardziej skupiają się na zwalczaniu samej treści, zamiast zrobienia porządku z osobami, które odpowiadają za ich propagowanie. W przypadku koronawirusa - nie wiemy, jaka jest jeszcze skala dezinformacji. Jednak konkluzja jest ta sama - nie ma realnych działań, które mierzą w sprawców dezinformacji. A ta może kosztować tutaj życie