TrackMania United Forever
Chromowane felgi, szałowa kolorystyka i rozmazujące się od ledwie 200 km/h powietrze to już temat stary oraz niemodny. A przede wszystkim za wolny! Obniżane podwozia można wywalić, zaś ten śmieszny dopalacz NO2 po prostu zamienić na potężniejszy silnik i jeszcze dodać jakiś rakietowy napęd - do łask bowiem wracają oto pozycje czysto arcade, w których zamiast manewrami na ręcznym oraz umiejętnym paleniem gumy zajmiemy się osiąganiem niedorzecznych prędkości na zakręconych, całkiem zwariowanych trasach. W zasadzie brakuje tylko napisu „Insert coin”. W takich tytułach nie mamy co liczyć na oryginalność, pseudofabułę udającą, że łączy spójnie różne etapy gry, czy odmieniające gatunek nowości. Jest za to więcej wszystkiego, a tryb multi, społeczność graczy plus edytor tras będą bezlitośnie kradły kolejne godziny nawet tym średnio nastawionym do wyścigówek. Zapraszam do nowej TrackManii.
24.07.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:53
Choć produkcja wymaga podłączenia do netu, jej głównym daniem jest jednoosobowa kampania nazwana United. Przyzwyczajeni do pokonywania wielu okrążeń na góra kilkudziesięciu trasach z miejsca będą nieźle zdziwieni. Kampania ma różnych torów kilkaset i to w kilkunastu trybach – 4 główne to wyścigi, platformy, ewolucje oraz puzzle, zaś 3 pierwsze różnią się rodzajami jazdy, jaką będziemy uprawiali. Do wyboru dostajemy 7 opcji jazdy: Stadion, Wyspa, Pustynia, Zatoka, Rajd, Wybrzeże i Śnieg. Siłę prędkości poznamy już na pierwszych planszach Stadionu - prowadzimy tam coś na kształt bolidu zasuwającego raźno po torach przeszkód pełnych beczek, wyskoczni i zwiększającej szybkość nawierzchni. Ten rodzaj tras jest dla TrackManii najważniejszy, więc przewinie się nam jeszcze w drugiej kampanii oraz trybie multiplayer.
Maksymalną prędkość osiągniemy na Wyspie, która mi osobiście najbardziej przypadła do gustu. Osiągając kilkaset km/h prujemy tu sobie lekko futurystyczną sportówką. Przy takiej szybkości pokonywanie kolejnych wiraży, czy przeskakiwanie między tzw. quater-pipe’ami to niezła porcja adrenaliny zwłaszcza, że większość tras ustawiona jest na wiszących wysoko nad ziemią platformach. Lekką ulgę niesie egzotyczny pejzaż, czyli oczywiście błękitny ocena i jemu podobne niebo. Tym bardziej szkoda, że Wyspa została pominięta przy trybie multiplayer. Trzecim najciekawszym trybem jest Zatoka. Tutaj też przeważa kraniec słupka najwyższej prędkości, a dodatkowo prowadzone przez nas jeepy są lekkie jak pudełka zapałek i bez oporu reagują na każdy zwrot. Jednak zamiast błota oraz wertepów pobawimy się raczej w stricte miejskim otoczeniu - między wieżowcami szukamy przestrzeni do rozpędu, wjeżdżania na gigantyczne podjazdy i pionowe ściany.
Pozostałe 4 tryby United są niestety znacznie mniej ciekawe. Pustynia to próba oddania rajdów w lekko (zgadliście) pustynnym otoczeniu, zaś po Śniegu zasuwamy (i ślizgamy się) śmiesznymi, małymi samochodzikami na w sumie niezbyt ciekawych w porównaniu z innymi trasach. Z kolei Wybrzeże oraz Rajd to parodie prawdziwych wyścigów po asfalcie i tych w terenie. Mimo wszystko jednak te wszystkie trasy są na tyle dokładnie ułożone, że zamiast wkurzyć się i wyłączyć grę przy wtopie, po raz kolejny odpalimy to samo, ostatecznie próbując zdobyć jakikolwiek medal, żeby tylko przejść do kolejnego etapu.
[break/]W wyścigach bardzo pomocne są pewne patenty. Przed jazdą da się wybrać obecność tak zwanego „ducha” śmigającego w tempie - w zależności od naszego wyboru - brązowego, srebrnego lub złotego medalisty. Po dotarciu do linii mety, kiedy chcemy poprawić swój czas, pojawi się zarys naszego pojazdu pokazujący dokładną trasę obecnie najlepszego przejazdu. To oczywiście ułatwia pokonanie trudny etapów i tworzy chociaż iluzję rywalizacji. Ukończywszy tor możemy go dalej katować, aby później odbyć jazdę już w trybie oficjalnym i wrzucić wynik do Internetu – 10 najlepszych śmignięć podziwiać (lub nienawidzić) będą bowiem wszyscy gracze usiłujący poprawić swój wynik na danej trasie.
Zmagania podzielono nie tylko na typ toru, ale i poziom trudności. Od razu z niesmakiem pomyślałem, że 5 razy będę przechodził te same miejscówki ścigając się o coraz lepszy czas, ale okazało się, iż na każdym poziomie są zupełnie inne trasy. Na przejście całości wprawdzie zejdzie nam tylko 1-2 wieczory, ale do tego doliczmy co najmniej tydzień męczenia ulubionych zakrętów w celu osiągnięcia zadowalającego nas rekordu. Wyścigi to jednak tylko połowa trybu United - kolejną wielką frajdę mamy z Platformami. Tu również jest identyczny podział na stopnie trudności i typy gry, choć torów mamy znacznie mniej. Za to są one kilka razy dłuższe oraz bardziej karkołomne, do tego kluczowe staje się przejeżdżanie przez punkty kontrolne, bo stąd zaczniemy ponownie przejazd po wypadnięciu z toru. Cel to nie tylko ukończenie trasy w jak najkrótszym czasie, ale i jak najmniejsza ilość powtórzeń od checkpointu. Początkowo niektóre plansze aż przytłaczają stopniem rozbudowania, ale sporą satysfakcją jest dojście do wprawy i opanowanie toru.
Wrażenie najmniej dopracowanych robią Ewolucje i Puzzle. W tych pierwszych wyciskamy siódme poty z resorów aut na pełnych górek arenach oraz torach przypominających skateparki z serii Tony Hawk. Co prawda te „autoparki” nieraz są naprawdę świetnie zaprojektowane, acz zabrakło jakiejś sensownej mechaniki wykonywania ewolucji, co sprowadza całość rozgrywki do rozpędzania się na wyskocznię i robienia obrotów kursorem. Zaś puzzle to tylko łączenie z góry narzuconych punktów startu i mety torem ze z góry określonej liczby elementów.
Obok United w grze znalazła się także naturalnie kampania Nations, którą można za darmo ściągnąć od jakiegoś czasu z Internetu. Tutaj ograniczeni zostajemy wyłącznie do plansz typu stadion, ale ponownie twórcy przygotowali kilkadziesiąt tras na różnych poziomach zaawansowania (i są one jeszcze bardziej zakręcone). Ostatnim zaś trybem zabawy dla pojedynczego gracza jest edytor poziomów. Niestety ta tak ważna część gry nie została według mnie wystarczająco intuicyjnie zrobiona - chociaż całość obsługujemy dwoma klawiszami myszki i rolką, trzeba poświęcić sporo czasu, żeby się ze sterowaniem oswoić, a jeszcze więcej, aby zacząć robić dobre mapy. Trasę tworzymy z podzielonych na różne kategorie części, a do tego dokładamy trochę elementów otoczenia. Złożenie czegokolwiek sensownego nie jest wcale proste i to tak jeśli chodzi o pomysł, jak rozwiązania techniczne. Pomaga na szczęście trochę tryb testowania, dzięki któremu szybko znajdziemy wszystkie błędy.
[break/]Jazda samemu zawsze jest fajna, ale i tak najwięcej emocji dostarcza gra przez Internet. TrackMania United Forever ma nieźle przygotowaną bazę pod ten rodzaj rozgrywki – tworzymy profil z własnym awatarem i wyborem państwa, co ułatwi wyszukiwanie serwerów z rodakami, a dodatkowo odpowiednia flaga ozdobi boki naszego bolidu. Do wyboru czeka masa serwerów różniących się dobranymi trasami i zabawa ze znajomymi przez net, sieć lokalną, tudzież w hot seat (przy jednym kompie). Niestety tryb gry wieloosobowej również przynosi trochę rozczarowań. Jedynym dostępnym typem tras jest Stadion - wielka szkoda, że inne zostały pominięte. Zostaje to jednak po części nadrobione ogromną ilością plansz - poza tymi przygotowanymi przez twórców, admini serwerów dobierają jeszcze co ciekawsze rękodzieła graczy. Niektóre z nich są trudne i denerwujące, inne wyjątkowo wręcz przemyślane. Przed jazdą decydujemy jeszcze o trybie gry – niewątpliwie największą popularnością cieszą się przejazdy na czas.
„Czasówki” nie są jednak typowe. Zamiast równoczesnego startu na gwizdek, każdy zaczyna w wybranym przez siebie momencie. Efekt tego taki, że na ma możliwości zrobienia kraksy czy spychania innych samochodów, bo wszystkie zachowują się jak wspomniany wyżej „duch”. Podczas wyścigu ciągnie się więc po trasie sznur niewyprzedzających się bolidów, (z reguły wyświetlanych z dużym opóźnieniem z powodu ogromnych lagów na większości serwerów), a my obserwujemy jak na co trudniejszych etapach samochodziki wysypują się do jakiegoś basenu z wodą, tudzież w inną przepaść.
Nietrudno się domyślić, że duża dynamika rozgrywki została okupiona raczej ubogą oprawą graficzną. Tereny, na których położone są trasy, skąpo obdarzono szczegółami, zaś wszelkim widokom nie towarzyszą popularne od ostatnich kilku miesięcy, standardowe już efekty graficzne. Mimo to, gra prezentuje się jednak nieźle - jest zwyczajnie dopracowana pod niskie wymagania sprzętowe. Zresztą, gdyby się głębiej zastanowić, to taki efekt rozmycia, który musiałby bezustannie towarzyszyć tutejszej prędkości, byłby na dłuższą metę niezwykle męczący. Próbując trochę odciągnąć uwagę od tego czego brakuje, tworzące grę Nadeo dodało śmieszny patent – efekt 3D. Podziwiamy tutaj growy świat przez dołączone niebiesko-czerwone okulary i wtedy rozmyta grafika nagle staje się „przestrzenna”. Teoretycznie świetny pomysł, który z jakimś tam powodzeniem został w końcu zrealizowany w kinach, lecz na monitorze wygląda to trochę śmiesznie i co najgorsze – już po minucie męczy oczy.
Zastanawia wersja językowa gry. Pudełko i instrukcja są po polsku, tak samo okna instalacji oraz menu. Z drugiej strony, gdy trochę się we wszystko zagłębimy okażę się, że jest masa nieprzełożonych rzeczy – od tych bardziej problematycznych, które wyświetlane są w trybie gry wieloosobowej, po nazwy części w edytorze map… Ale - doszukiwać się szczegółów można by długo, lecz TrackMania po prostu urzeka swoją prostotą oraz zachęca do spędzenia 5 minut wolnego czasu na odstresowaniu się przy biciu kolejnych rekordów. Zestaw kosztuje tylko 49,90 zł i jest zdecydowanie wart swojej ceny. A amatorzy dużych szybkości na liczniku w bardziej realistycznych klimatach mogą przemyśleć pobawienie się w GRID-a, który wymaga jednak więcej czasu na zabawę od „szybkoodpalającej się” TrackManii.