Wstępniak: ku decentralizacji informacji. Czemu dokumentów z Panamy nie ma na Wikileaks?
Czy to serwisy o finansach, czy serwisy o technice – dlawszystkich wyciek danych z panamskiej firmy Mossack Fonseca jest bezwątpienia wiadomością tygodnia. 2,6 TB danych dokumentującychmetody, za pomocą których globalna elita miała ukrywać swojemajątki, już doprowadził w wielu krajach do politycznegotrzęsienia ziemi. Gdy jednak bliżej przyjrzymy się tej sprawie,przedstawianej jako największa afera od czasów ujawnienia przezWikileaks amerykańskiej korespondencji dyplomatycznej, zobaczymy, żecoś tu nie gra – że istnieje fundamentalna różnica pomiędzytym, co robił Julian Assange, a tym, co zrobiło SüddeutscheZeitung pospołu z Guardianem i kilkoma innymi gazetami (wśródktórych znalazła się też polska Gazeta Wyborcza). O co chodzi?Ano o formę prezentacji.
05.04.2016 | aktual.: 06.04.2016 09:45
Odwiedzając stronę wikileaks.org znajdziecie tam kompletne,przeszukiwalne archiwa z ujawnionymi przez informatorów dokumentami.Najświeższy z wycieków nie jest za duży rozmiarem, ale znaczenianiemałego – to zapisrozmów podczas zamkniętego spotkania Międzynarodowego FunduszuWalutowego, dotyczący kryzysu Unii Europejskiej związanego zsytuacją w Grecji i perspektywą Brexitu (wyjścia Wielkiej Brytaniize struktur Unii). Oryginalny dokument może przeczytać każdy.
Gdy chcemy zapoznać się z aktywnością amerykańskiejdyplomacji, ujawnionej w tzw. Cablegate, The Carter Cables i TheKissinger Cables, wystarczy odwiedzić PlusD: Public Library of USDiplomacy. Pełna wyszukiwarka, możliwość przeglądania po latach,statusie tajności, dostępności, tagach i regionach, do tegointeraktywna mapa i wykres czasowy. Opracowanie z perspektywy zarównonaukowców-historyków jak i amatorów zainteresowanych tematem poprostu bezcenne.
Jak tymczasem wygląda sytuacja z Mossack Fonseca? Widzieliściete wszystkie uporządkowane dokumenty, jakie otrzymać miał odanonimowego, niechcącego wynagrodzenia bawarski dziennik? Mi jak dotej pory nie udało się znaleźć ich w Sieci. Jedyne cootrzymujemy, to kontrolowane wycieki przez organizację o nazwie TheInternational Consortium of Investigative Journalists (ICIJ).Oficjalnykomunikat, który opublikowano na łamach bloga tej organizacjimówi przede wszystkim o Władimirze Putinie, wspomina też oludziach robiących interesy z wielkimi wrogami Stanów Zjednoczonych– meksykańskimi baronami narkotykowymi, organizacjamiterrorystycznymi takimi jak Hesbollah, oraz zbójeckimi państwami(rogue nations), tj. Koreą Północną i Iranem.
O ile o statusie Hesbollahu można dyskutować, to już użycieokreślenia „państwa zbójeckie” w odniesieniu do bądź co bądźuznanych członków międzynarodowej społeczności brzmi jak pismowprost z przemówień sekretarzy amerykańskiego Departamentu Stanu.Wystarczy się zresztą przyjrzeć źródłom finansowania ICIJ, bywiele zaczęło się wyjaśniać – znajdziemy tam rozlicznefundacje, niejednokrotnie uznawane za narzędzia amerykańskiejpolityki, służące promowaniu amerykańskiej racji stanu, w tymFord Foundation, Rockefeller Family Fund czy Open Society FoundationGeorge'a Sorosa. Nie wydaje się też przypadkiem, że materiałytrafiły najpierw do Süddeutsche Zeitung. Ta bawarska gazeta uważanajest za sympatyzującą z polityką Waszyngtonu, zapewne nieprzypadkiem. Była to pierwsza niemiecka gazeta, na której wydawaniepozwoliły amerykańskie władze okupacyjne po zakończeniu II WojnyŚwiatowej.
Czy kogoś więc może dziwić, że selektywnie wskazane przeciekiuderzają przede wszystkim w prezydentów Rosji i Chin (szwagier XiJinping miał ukryć przez panamską firmę miliony dolarów), a niema wśród publicznie oskarżonych nikogo z potentatów światazachodniego? Oczywiście dla równowagi uderzono w malutką zachodniąIslandię, uderzono też w Pakistan, ale pamiętajmy, że Islandiazachowywała się już niepokornie względem zachodniego systemufinansowego, a Pakistan, mimo że nominalnie sojusznik StanówZjednoczonych, już niejednokrotnie pokazywał, że momentami bliżejmu do Pekinu.
Selektywności doboru przedstawionych dokumentów nie starają sięukryć nawet przedstawiające je media. Brytyjski The Guardianotwarciepisze: choć wiele z wyciekłych materiałów nie zostanieupublicznionych, istnieją istotne powody do opublikowania niektórychz nich. Kto dokonał doboru treści do publikacji i wedługjakich kryteriów – łatwo się domyślić, biorąc pod uwagęzależności finansowe ICIJ. Dlaczego Panama Papers nie trafiły dozaufanego miejsca, takiego jak Wikileaks, a zostały jedynieudostępnione dziennikarzom zaufanych gazet – każdy sobie sam musina to odpowiedzieć.
Postawię zatem być może kontrowersyjną tezę – StanyZjednoczone nauczyły się nowych sztuczek, bardziej subtelnej gry,ucząc się od swojego wielkiego wroga, Juliana Assange'a. Opiniapubliczna, nieufna wobec oficjalnych deklaracji polityków, zupodobaniem przyjmie wszystko, co zostanie przedstawione jakodemaskujący polityków wyciek. Kogo on jednak demaskuje, i w jakimcelu, to już właśnie jest elementem polityki, a jaka ona jest,pokazuje dobór uprzywilejowanych dostępem mediów.
Zestawienie Panama Papers z działaniami Wikileaks może więc ijest sporym nadużyciem, ale kogo to obchodzi? Nawet te media, którenie dostały uprzywilejowanego dostępu, powtarzać będą tezy onajwiększym wycieku w historii, a nam pozostaje jedynie czytaćodpowiednio przez ICIJ przygotowane newsy, bo przecież nie 11,5 mlnrekordów oryginalnego wycieku.
Historia ta pokazuje nam, jak nawet w świecie zdecentralizowanegoobiegu informacji, ośrodki władzy centralnej rozważnie grając sąw stanie zachować kontrolę nad tym co się dzieje i co się mówi.Nie tylko zresztą w kwestiach politycznych, ale także iobyczajowych, gdzie scedowanie odpowiedzialności na podmiotyprywatne pozwala uniknąć zarzutów o cenzurę. To, jak skutecznieFacebook potrafi ograniczać wolność wypowiedzi, wiadomo nie oddzisiaj – ale obrońcom wolności słowa przypomina się, żeprzecież nie jest to cenzura, gdyż Facebook jako prywatny serwismoże kierować się swoim regulaminem, nie dotyczy go amerykańskapoprawka do Konstytucji.
Podobnej sytuacji doświadczyliśmy zresztą dopiero co w Polsce.Widzowie telewizji Polsat donoszą, jak to jeden z najlepszych filmówostatnich lat, „Wilk z Wall Street” Martina Scorsese, zostałbezlitośnie pocięty przez nożyczki prywatnego cenzora, który zprzejmującego dramatu zrobił wręcz bajkę dla dzieci. Oczywiścienie jest to naruszenie wolności słowa ni wypowiedzi artystycznej,bo przecież Polsat jest telewizją prywatną. Czy jednak oznacza to,że w czasach, gdy większość mediów jest prywatna, cenzura i jejszkodliwe dla sztuki skutki stały się niemożliwe?
Masakra. Wilk z Wall Street na Polsacie i ocenzurowali każde angielskie przekleństwo na literę F.
— Michał Szwarnóg (@mikkele52) April 4, 2016Jeśli cokolwiek może zmienić ten niekorzystny dla wolnościsłowa trend, to jedynie rozproszenie informacji. Gdy Wikileaksredagowało amerykańską korespondencję dyplomatyczną, w siecipojawił się zaszyfrowany torrent z kompletnym wyciekiem, na wypadekewentualnych kłopotów, czy zarzutów, że coś zostało w procesieredakcyjnym celowo pominięte. Wystarczyło wówczas udostępnićzaszyfrowane klucze. O ile bardziej przyzwoicie wyglądałybydziałania ICIJ, gdyby zrobiło to samo?
To samo dotyczy dzieł filmowych – tylko poprzez ich dostępnośćw rozproszonej formie możemy mieć pewność, że w pewnym momenciewłaściciel praw autorskich czy uprawniony dystrybutor nie wytnie znich tego, co niezgodne jest z jego poglądami czy obyczajowością.Materiał cyfrowy jest ogromnie podatny na przeróbki, ale naszczęście łatwość replikacji gwarantuje, że ocalenie oryginałówprzed nożyczkami cenzorów jest równie łatwe.
Na koniec, jeśli jesteście zainteresowani dokumentami z Panamy,zapraszam do podpisaniadostępnej online petycji do Süddeutsche Zeitung i Guardiana,wzywającej do udostępnienia całych 2,6 TB danych wycieku w Sieci.I oczywiście do czytania (i oglądania) dobrychprogramów przezkolejny tydzień. Mimo przepięknej pogody, liczymy, że zdołamyzainteresować Was tym co ciekawe i przydatne w naszej dziedzinie.