Zeno Clash: Ultimate Edition
Xbox Live Arcade w moim mniemaniu zawsze jawiło się jako okazja dla mniejszych ekip do realizacji tych, co bardziej oryginalnych pomysłów, na które duże firmy wydawnicze zwyczajnie bałyby się wyłożyć spore fundusze. Zeno Clash: Ultimate Edition to właśnie tego typu pozycja – na wskroś zwariowana, oferująca całkiem świeże podejście do tematu FPP i idealnie nadająca się na weekend, w którym brakuje nam jakiejś konkretnej produkcji do ogrania.
17.06.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:49
Czym tak właściwie jest podrasowane Zeno Clash, znane wcześniej wyłącznie posiadaczom PC? Otóż mamy do czynienia z dosyć niespotykaną mieszanką - chodzoną bijatyką z perspektywy pierwszej osoby (coś na wzór starusieńkiego Project Breakdown), którą twórcy wpletli w niezwykłe uniwersum, do złudzenia przypominające genialną niegdyś przygodówkę The Neverhood. W rezultacie to jeden z bardziej nienormalnych produktów, jakie przyszło mi ostatnimi czasy sprawdzić w akcji. Za prawie każdym rogiem czyha pomysł godny pozycji w Top10 największych dziwactw i absurdów fabularnych. ACE Team sprezentowało nam wycieczkę po ponadprzeciętnym świecie, gdzie tak naprawdę jednostki niepoczytalne wydają się być bardziej sensowne, od „normalnie” funkcjonujących tubylców. Tego nie da się opisać słowami, ani pokazać na obrazach - by zrozumieć moc tkwiącą w Zeno Clash trzeba dać mu się pochłonąć i pozwolić dotkliwie przekopać pozostałości zdrowego rozsądku...
Witamy w Zenozoiku – fantastycznej krainie z technologią ewidentnie tkwiącą jeszcze głęboko w fazie bezkształtnych lepianek oraz prostych, kamiennych konstrukcji. Gracz wciela się w postać niejakiego Ghata – mieszkańca Halstedom, który po zamordowaniu hermafrodytycznego ojca-matki musi uciekać z miasta przed rządnym zemsty rodzeństwem. Z miejsca do naszej tułaczki przyłącza się Deadra – tajemnicza dziewczyna z rogami wyrastającymi z jej bujnego afro. W trakcie całej włóczęgi poznamy oczywiście motywy stojące za zbrodnią Gatha, jak również po wielokroć zmierzymy się z hordami pamiętliwej rodzinki i niezbyt przyjazną naturą. Żeby nie było nieporozumień to dodam, iż opowiedziana przez twórców historia jest równie zakręcona oraz przepełniona niespodziewanymi zwrotami akcji, co sam świat, który poznajemy. Bo jak tu sklasyfikować jedną z napotkanych istot, co to aby spełnić swoje obłąkane marzenie o niewidzialności, wydłubuje napotkanym przechodniom oczy?
[break/]Fabuła nadaje zasadniczą moc temu tytułowi, niemniej to mechanika rozgrywki jest tym, co w dużej mierze przyciąga do Zeno Clash. Jak już wspominałem, mamy do czynienia z nieprzeciętną wariacją bijatyki i pozycji FPP, tak więc system walki gra w tracie zabawy główne skrzypce. Deweloperom należą się brawa, bo zaserwowali nam wyjątkowo intuicyjne sterowanie - wszystko sprowadza się do kilku raptem przycisków. Ciosy wykonujemy za pomocą spustów, gdzie lewy odpowiada za wolny, silny raz, a prawy za szybkie, słabe kombinacje, dające się łączyć w krótkie serie. Starcia wręcz nie byłyby oczywiście kompletne bez bloku, pozwalającego na stosowanie uników oraz niszczycielskich kontr - jeśli tylko nie doskwiera nam refleks szachisty-anemika. Dochodzi do tego także wachlarz ruchów i chwytów na ogłuszonych wrogach. Plus kopanie leżących... Całkiem zgrabny system potyczek. Na minus należy zaliczyć chyba wyłącznie czasem dziwną kolizję obiektów, przez co nie zawsze ciosy lądują wtedy, kiedy powinny.
Twórcy dołożyli wszelkich starań, żeby w trakcie mordobicia dało się odczuć potęgę co poniektórych uderzeń. „Naładowane” ciosy potrafią sugestywnie zachwiać widokiem z kamery, jakbyśmy wkładali w nie całe nasze ciało, nagradzając przy okazji udane serie latającymi po arenie, nieprzytomnymi ciałami. Efekt szmacianej lalki zawsze cieszy oko, szczególnie jeśli uda nam się cisnąć takim sflaczałym biedakiem w grupkę innych napastników. Warto nadmienić, że starcia nie ograniczają się wyłącznie do wzajemnego okładania kończynami, albowiem w trakcie wędrówki znajdziemy masę narzędzi mordu. Bomby, młoty, dubeltówki, strzelby, pistolety czy nawet wyrzutnie granatów są przyrządami, które niejeden raz przyjdzie nam dumnie dzierżyć do boju. Co ciekawe, cały osprzęt w Zenozoiku najwyraźniej napędzany jest nieskończonym zapasem kamieni, gdyż nigdy nie spotkacie się z sytuacją braku amunicji. Owszem, jest to wygodne rozwiązanie na pojedynczego napastnika, ale już zorganizowana „banda łysego” nie przyzwoli na tak bezkarne okładanie się żwirem, więc problemy zazwyczaj rozwiążemy „ręcznie” przedstawiając nasze argumenty.
Ogromną zaletą Zeno Clash jest niepowtarzalny styl graficzny dzieła ACE Team. Każda napotkana postać cieszy oko projektem oraz specyficznym, lekko komiksowym wyglądem, idealnie pasującym do zwariowanego uniwersum. Wizualnie da się przyczepić do samych lokacji, które mimo że są do bólu liniowe, tak straszą dosyć brzydkimi tłami, a niekiedy zbyt małą ilością szczegółów i pewną powtarzalnością wybranych motywów, czy też schematów. Animacja postaci też może nie odstrasza, ale z pewnością nie zaszkodziłoby dorzucić tu i ówdzie kilku bonusowych ruchów. Najważniejsze jednak, iż obijane przez nas osobniki wyciskają z siebie grymasy cierpienia, z towarzyszącymi im krwotokami z nosa oraz wyłaniającymi się z czasem siniakami na twarzy - co oczywiście daje graczowi poczucie, że nie cacka się ze swoimi ofiarami.
[break/]Ciężko jest powiedzieć coś zdecydowanego na temat udźwiękowienia w tej grze. Część aktorów podkładających głos wywiązała się lepiej ze swojego zadania, czego wynikiem jest chociażby znakomicie zdubbingowana postać ojca-matki, natomiast pozostali zwyczajnie nie robią jakiegoś piorunującego wrażenia. To samo tyczy się całego podkładu muzycznego, który co prawda oddaje nastrój otaczającego nas świata i skutecznie zagrzewa do walki, ale koniec końców żaden utwór nie zapada szczególnie w pamięć. Z drugiej strony na wyróżnienie zasługują wszelkie odgłosy wzajemnego okładania się rękoma i kijami, razem ze wszechobecnymi okrzykami i wrzaskami katowanych kreatur (unikalnymi dla poszczególnych dziwactw spotykanych na naszej drodze). Jakby się tak zastanowić, to właśnie ta „melodia” powinna być najważniejsza w projekcie, gdzie nie da się zrobić dwóch kroków bez pozbawienia kogoś kompletnego uzębienia...
Niestety, osoby z zacięciem są w stanie ukończyć tryb fabularny Ultimate Edition w przeciągu zaledwie czterech godzin - i to rzucając się od razu na najwyższy poziom trudności, nie stawiający przed kimś obeznanym ze strzelankiami FPP jakiegoś nadludzkiego wyzwania. Pewnie, można się posilić dodatkowymi opcjami zabawy w postaci wyzwań, umożliwiających żyłowanie wyników w kooperacji, ale to wydłuży czas raptem o kilka dodatkowych zestawów minut. Z bonusów twórcy przygotowali Wieżę, Dół plus wyścig z czasem, z czego właściwie każdy z wymienionych wariantów zabawy stawia przed graczem ten sam cel – eliminację wszystkiego, co się rusza, w możliwie jak najszybszy sposób. Ot, rozwiązanie dla spragnionych włączyć na moment konsolę, żeby doszczętnie zgruzować garstkę przeciwników.
Zeno Clash: Ultimate Edition bez dwóch zdań łapie się do kategorii pozycji nietuzinkowych, wyróżniając się spośród całej listy produkcji dostępnych na rynku Xbox Live. Wśród oceanu dwuwymiarowych tytułów w tym sklepie, stanowi ona miłą odskocznię oraz idealne uzupełnienie właściwej biblioteki „dużych” gier. Jeśli tego typu abstrakcyjne klimaty Wam odpowiadają, albo zwyczajnie lubicie powybijać wirtualne zęby, to bez wahania możecie wyłożyć pieniążki na projekt ACE Team - tym bardziej, jeśli nigdy wcześniej nie mieliście kontaktu z wersją na komputery osobiste. Nawet pomimo dosyć rozczarowującej długość rozgrywki jak na te 1200 MSP, Zeno Clash jest pozycją wartą sprawdzenia dla samych zawartych w niej pomysłów. Gwarantuję, że drugiego tak specyficznego tworu jak świat Zenozoiku nie znajdziecie w ofercie konsoli Xbox 360.