HP Elite x2 1011 G1 definitywnie nie lubi pingwinów — przekonałem się o tym podczas testowania Fedory 23
Jako, że dostałem za pośrednictwem Dobrychprogramów sprzęt naszpikowany najnowszymi technologiami Intela, to od jakiegoś czasu zalewam bloga wpisami o nim. Wspomniałem co nieco o pierwszych wrażeniach, jakie miałem po jego wyciągnięciu z pudełka, a i zdecydowałem się opisać swoje spostrzeżenia wynikające z podróżowania z nim. Przedstawiłem też Wam pokrótce co może nam zapewnić posiadany przeze mnie HP Elite x2 1011 G1 jeśli chodzi o ochronę naszych danych – wyszło na to, że dość dużo. Tym razem tematyka będzie trochę inna, gdyż postanowiłem sprawdzić, jak ów sprzęt poradzi sobie z uruchomieniem Linuksa, choć może powinienem napisać, jak tenże system poradzi sobie z obsłużeniem tego urządzenia.
Niepewny początek i masa rozczarowań
Z systemem spod znaku Pingwina jestem w pewnym stopniu zaznajomiony już od jakiegoś czasu. Zdarza mi się raz na jakiś czas zmieniać poszczególne dystrybucje, lecz zazwyczaj i tak wracam do mojego ulubionego tworu – Fedory. Właśnie z tego powodu mam zawsze gotowego do pracy pendrive wyposażonego w najnowsze jej wydanie (aktualnie 23), które to posłużyło jako platforma testowa. W sumie nie wiedziałem za bardzo jak się za to zabrać i co mam w ogóle sprawdzać, więc pobłądziłem po omacku po najczęściej wykorzystywanych elementach i co nieco udało mi się przy tym zauważyć – no ale o tym trochę później.
Zacznijmy więc od początku, czyli pierwszej próby wystartowania systemu z przenośnej pamięci – tu zero problemów. Klasycznie uruchamiamy Boot Managera, wybieramy interesującą nas pozycję i czekamy na pełny rozruch, po czym logujemy się i podziwiamy Fedorę 23 działającą na naszym cudzie techniki. Rozpocząłem korzystając z klasycznych rozwiązań, czyli klawiatury oraz gładzika, których to bezproblemowa praca jest wręcz obowiązkowa. Tutaj już pojawił się pierwszy zgrzyt, gdyż zabrakło wsparcia dla gestów touchpada – cóż, pewnie można to jakoś ogarnąć, lecz postanowiłem kierować się kryterium działania znanym jako "out of the box". Zaraz potem przyszła mi do głowy próba połączenia się z internetem, gdyż akurat pasowało mi coś sprawdzić w sieci. Niestety, znów natrafiłem na blokadę – Linuks sam w sobie / oprogramowanie zawarte w Gnome / siła wyższa, któraś z tych rzeczy nie polubiła się z moją uczelnianą siecią Eduroam. Oczywiście wcześniej przygotowałem sobie wszystkie niezbędne certyfikaty, a i pobrałem instrukcje przygotowaną przez uczelnię, co by wyeliminować moje ewentualne błędy – niestety niczego to nie zmieniło. Sieci jak nie było na początku, tak i po wszystkich moich próbach nie udało mi się otrzymać do niej dostępu – cóż, bywa. Miałem w planach sprawdzenie drobnych gierek, które bym dał radę upchnąć w trybie live-cd(live-pendrive(?) - naprawdę nie wiem jak to się obecnie nazywa), no ale bez Internetu ani rusz, zatem musiałem i to odpuścić.
Będąc dalej w temacie tego co niestety nie działa trzeba również wspomnieć (a raczej zapomnieć) o tym, że przyciski fizyczne odpowiedzialne za blokowanie rotacji ekranu oraz te od zmiany poziomu głośności nie reagują na wydawane im polecenia. O ile tego pierwszego się nawet spodziewałem, o tyle to drugie było dla mnie całkowitym zaskoczeniem – nie tego oczekiwałem po moim ulubionym linuksowym desktopie. To samo jest w przypadku czytnika linii papilarnych, który w ogóle nie był wykrywany przez system i choć zapewne znów pomogła by tutaj magia for internetowych, to jednak nie miałem nawet jak tego sprawdzić (ehh).
Czy w ogóle coś działało?
Okazuje się jednak, że nie musieliśmy tak definitywnie spisywać naszego ukochanego pingwina na straty, gdyż znalazły się rzeczy, które działały jak powinny. Przede wszystkim poprawnie (no prawie) działała aparat i to zarówno przedni jak i tylny. Zdjęcia frontową jednostką wychodzą ładne i dość wyraźne, natomiast te pochodzące z przeciwnej strony były hmm... akceptowalne. Może i byłyby lepsze, lecz z jakiś powodów nie chciała się uruchomić dioda doświetlająca. Myślałem z początku, że to kwestia ustawień, lecz tutaj nie znalazłem żadnych nieprawidłowości – baa, tak profilaktycznie nawet wyłączyłem odpowiednią funkcję by sprawdzić czy coś to zmieni, aczkolwiek efekt tego jest chyba łatwy do domyślenia.
Co ciekawe, obsługa dotyku zaskoczyła mnie jednocześnie w pozytywny, jak i negatywny sposób. W tym pierwszym względzie dlatego, iż obecne w Fedorze Gnome obsługuje szeroki wachlarz gestów wykonywanych naszymi palcami. Uszczypnięcia wykonywane w celu przybliżenia czy oddalenia są poprawnie rozpoznawane przez system, a ponadto dostajemy kilka dodatkowych, specyficznych dla tej nakładki graficznej. Zabrakło mi niestety wsparcia dla dłuższego przytrzymania palca w celu wywołania menu podręcznego – co ciekawe, internety twierdzą, że takowa funkcja istnieje, lecz nie udało mi się jej wywołać. Jeśli zaś chodzi o klawiaturę ekranową, jakże przydatną podczas obsługi wyłącznie dotykiem, to ona również pojawia się tam gdzie powinna, więc do tego nie mam zastrzeżeń. Tam gdzie się ona automatycznie nie uruchomi wciąż możemy zrobić to ręcznie z poziomu menu ułatwień dostępu. Co mnie jednak całkowicie rozczarowało? Brak mechanizmu działającego podobnie do Continuum znanego z Windows, który ułatwiłby nam korzystanie z dotykowego ekranu. Bez tego trzeba użerać się ze zbyt małymi elementami i choć jestem jak zwykle pewny, że można to jakoś załatwić, o tyle niestety nie ma tego w standardzie. Mimo wszystko prostota i bezproblemowa obsługa jest chyba jednym z ważniejszych kryteriów dla biznesmena, który byłby wyposażony w testowany przeze mnie sprzęt. Oczywiście nie przeszkodziło mi to w wypięciu tabletu z klawiatury, by spróbować z niego korzystać w ten mało komfortowy sposób – szybko wróciłem do pierwotnego stanu i to z kilku powodów. Po pierwsze nie miałem nawet za bardzo co wtedy robić, gdyż brakowało mi dostępu do sieci. Drugi i ważniejszy powód był taki, że nie posiadałem wtedy też żadnych portów, więc w zasadzie nie mogłem dostać się do zewnętrznych plików (w tym tych należących linucha, choć sam system działał bez problemu z RAMu) – wsadzić mogłem co najwyżej słuchawki, gdyż sam tablet wyposażony jest tylko w ten jeden port. Wspomnę przy tym jedynie o tym, iż zaskoczył mnie fakt, że Gnome wspiera oba tryby pracy z urządzeniem, czyli zarówno poziomy, jak i pionowy – może i oczywista oczywistość, lecz i tak to cieszy.
Podsumowanie
Warto więc zapamiętać, by będąc użytkownikiem Linuksa dobrze się zastanowić przed zakupem tego typu sprzętu – hybrydy. Jak kilka razy podkreślałem zapewne wiele z przytoczonych przeze mnie problemów można w mniej lub bardziej skomplikowany sposób obejść, lecz jest to zawsze dodatkowa robota, na którą nie każdy chce się natknąć. Pomijając jednak te „drobne i drobniejsze” niedogodności system ten jest dość solidnym wyborem, który na pewno zapewni nam szybką i stabilną pracę. Odczuć dało się to już podczas korzystania z wersji live-cd, a co dopiero gdybyśmy go zainstalowali na wbudowanym w tablet dysku SSD.
Jeśli więc jesteśmy zapalonymi fanami pingwinów, to niewątpliwie powinniśmy go spróbować, gdyż odrobina włożonej przez nas pracy zaowocuje zwiększeniem naszego bezpieczeństwa w sieci. Z drugiej strony gdy stajemy przed problemem wyboru będąc biznesmenami (do czego powinny odnosić się wpisy o tym sprzęcie), to raczej winniśmy się zastanowić ze dwa razy przed podjęciem decyzji. Źle wykonany ruch przełożyć się może na straconą kupę czasu, a co za tym idzie i pieniędzy.
PS. W razie pytań z tego zakresu piszcie śmiało, gdyż sprzęt ze mną jeszcze chwilę pobędzie. Jak będzie trzeba to będę ten Internet do skutku męczyć.