Recenzja gry Ion Maiden — studio 3D Realms w natarciu. Czy tym razem sukces murowany?
25.03.2018 23:32
Zapewne każdy komputerowy wyjadacz kojarzy studio 3D Realms, słynące między innymi z doskonałej serii Duke Nukem. Otóż po wielu bojach na agresywnym rynku wydawniczym i kilku porażkach sprzedażowych (Bombshell), studio powraca w chwale i sile z nowym tytułem, a konkretnie - Ion Maiden. Ta "jonowa" dziewica to nic innego niż remake dobrze nam znanego Duke Nukem 3D, a tą różnicą że zmieniono nieco fabułę i głównego bohatera. Studio Voidpoint doszło do wniosku że skoro ta gra tak dobrze się sprzedała, to czemu nie spróbować ponownie i w 2018 roku,stworzyć w kooperacji grę która wizualnie nie odbiega od technologii znanej nam 22 lata temu. Razem z 3D Realms zakasali więc rękawy i co z tego wyszło? No cóż ... Bomba!
Fabuła za którą nie tęsknimy
Mimo nikłej sprzedaży i bardzo suchego przyjęcia przez krytyków gry Bombshell (2015), studio postanowiło kontynuować historię głównej bohaterki i osadzić ją w nieco innym uniwersum. Tak oto w grze mamy przyjemność wcielić się w tą dziką najemniczkę która postanawia ocalić ludzkość przed inwazją żądnych krwi kosmitów. Deja vu? Of kors.
Zabawa rozkręca już od pierwszych sekund gdy dostajemy się do tajemniczego ośrodka pełnych po brzegi przeciwników. Domyślnie zaczynamy wyposażeni w elektryczną pałkę z której skorzystamy może raz i to tylko w przypadku gdy przez naszą nieuwagę odkryjemy jak przestawić wyposażenie na inną pukawkę. Nieodłączną bronią Bombshell jest rewolwer - mimo że w grze ma on aż 12 naboi w magazynku, dostępnych mamy tylko 6 :( Co ciekawe każdą broń należy przeładowywać - to już minus w przypadku klasyka.
Kampania fabularna stawia nas w prostej sytuacji - wybić co do nogi, panoszące się po mapie ścierwa, jednocześnie nie dając się zabić. Rodzaje przeciwników możemy zliczyć na palcach obu dłoni choć jest tak tylko w przypadku pierwszego poziomu, potem powinno być już "troszkę" lepiej.
Kręgle dla topornych
W trakcie przemierzania poziomów a niekiedy i żmudnych poszukiwań drogi wyjścia, natkniemy się na specjalne pomieszczenia pełne znajdziek oraz dodatkowego ekwipunku. Mam oczywiście na myśli dodatkowe uzbrojenie. Prócz wspomnianego wcześniej pistoletu i pałki, do arsenału dojdzie pistolet maszynowy, bębnowa strzelba oraz samonaprowadzające się na cel, kule ;) Te ostatnie to majstersztyk w całej okazałości!
Otóż po ich wybraniu i rzuceniu, same wynajdują najbliższego wroga i eksplodują tuż pod jego nogami. Efekt ten pięknie się dubluje gdy wrogów jest więcej w jednym miejscu. Ilość wrogów na mapie nie przytłacza choć czasami są oni umiejscowieni w bardzo dziwnych miejscach, klasycznie nie mogło ich zabraknąć w toalecie.
Mimo że na najwyższym poziomie trudności trup ściele się gęsto to i tak w wielu przypadkach, bardzo łatwo nadziać się na automatyczną wieżyczkę i stracić połowę życia w kilka sekund. Nieodzownym elementem są tutaj także wybuchające beczki które bardzo często ratują nas z takich patowych sytuacji. Niestety problem narasta już po kilku minutach grania - by przejść dalej musimy znaleźć specjalne karty dostępu. Pamiętam jak w przeszłości nie miałem z tym jakoś problemu w temu podobnych tytułach, ale teraz ... albo jestem ślepy w takim ogromie pikseli albo twórcy doskonale odwalili swoją działkę.
40 minut rzezi!
Mimo że Ion Maiden ukazał się niedawno we wczesnym dostępie to otrzymany w ten sposób materiał możemy zaliczyć jako wersję demonstracyjną. Przejście gry na najtrudniejszym poziomie trudności zajmuje tylko 40 minut. W speedrun'ie na najniższej trudności uzyskałem raptem 25 minut. To źle. Mimo że końcowy super odporny robot, potrafi napsuć nam wiele krwi, wysyłając przeciwko nam swe zastępy pomocników, dodatkowo ostrzeliwując obszar granatnikami a gdy za blisko podejdziemy - oddać serię z karabinów maszynowych to i tak nie oddaje to nam rekompensaty za tak krótki czas spędzony w grze.
Co prawda oddano do naszej dyspozycji dwa tryby zabawy, ale i one nie wystarczą by poczuć się zbawionym jakże ciekawym tytułem. Pokładałem w nim bardzo wysokie nadzieje gdyż oferował coś nowego i choć jest wciąż w produkcji, to i tak nie potrafię zrozumieć czemu oddano nam "na razie" tylko 1 planszę.
Grę zbudowano na znanym z Duke Nukem 3D silniku Build, który na potrzeby gry został nieco unowocześniony. Zabawa koncentruje się na zajadłej walce na odległość, gdyż w zwarciu nie daje ona tak wielkiej satysfakcji. Ścieżka dźwiękowa jak i sama oprawa audio nie pozostawia wiele do życzenia, gdy uświadomimy sobie długość rozgrywki. Tony te wpadają mocno w ucho i nadają sporej rytmiki do zabawy.
Za drogo gdy za mało ...
Mimo że gra zaistniała kilka dni temu w serwisie Steam oraz na GoG w wersji z wczesnym dostępem, to jej cena poraża. Za tytuł który obecnie pozwala nam na niecałą godzinkę zabawy musimy zapłacić aż 72 zł. To dużo jak na tę chwilę ale może okazać się idealną kwotą gdy w grze pojawi się kilka dodatkowych rozdziałów. A Ion Maiden po prostu TRZEBA dać szansę, gdyż oferuje powiew świeżości w jakże powtarzalnych grach które co roku pojawiają się na rynku.
Grę na potrzeby recenzji otrzymałem od platformy GOG.com Polecam zagrać!