Muzyka w kieszeni — kaseta i Walkman
Dla większości młodych czytelników fakt możliwości słuchania ulubionej muzyki w trakcie podróży, spacerów czy codziennych obowiązków jest faktem tak oczywistym, jak oddychanie. Ot, wystarczy telefon komórkowy (smartfon), w którym możemy gromadzić swoją ulubioną muzykę i rozkoszować się nią, gdy tylko przyjdzie nam na to ochota. Spotkałem się ostatnio z opinią, że prawdziwi hipsterzy używają odtwarzaczy mp3, bo odtwarzacz jako taki już staje się powoli przeżytkiem. Wiadomo, smartfon oferuje możliwości nieporównywalnie większe w zakresie wyboru muzyki, choćby za sprawą rozmaitych serwisów, oferujących usługi strumieniowania muzyki. Tego nie potrafi większość odtwarzaczy mp3, a owe klasyczne "mp trójki", do których przy pomocy kabelka wtłaczaliśmy muzykę, stają się rzeczywiście wspomnieniem jakieś epoki, która już bezpowrotnie minęła. Jednak to nie klasyczne "mp trójki" są tak naprawdę hipsterskie, bo bezdyskusyjnym symbolem epoki muzyki przenośnej pozostanie Walkman.
Czasem na Facebooku pojawia się (co jakiś czas) taki mem, stanowiący dla niektórych tajemniczą zagadkę, dla innych tylko wspomnienie dawnych czasów. Na owym memie jest kaseta magnetofonowa i ołówek. Całość opatrzona pytaniem "czy wiesz, co łączy obydwa te przedmioty ?". Niektórzy z nas doskonale wiedzą, niektórzy nawet nie wiedzą, co to jest to, o to nad ołówkiem.
Muzyka jest ponadczasowa i w zasadzie jest niemal tak potrzebna człowiekowi, jak... chciałem napisać jedzenie i sen, ale byłoby to kłamstwo. Bez muzyki można jakiś czas żyć, ale co to by było za życie. Poprzestańmy na tym, że jest nam zazwyczaj bardzo potrzebna. Nie jest więc niczym niezwykłym, że ludzie niemal od zawsze pragnęli mieć muzykę ze sobą. Na początku nosili przy sobie jakieś proste instrumenty, by jak wyobrazić sobie pastuszka bez fujarki ? Nieco bardziej majętni i wpływowi ciągali ze sobą całą, większą, lub mniejszą orkiestrę. Choć w późniejszych czasach powstawały kolejne, coraz to bardziej wymyślne i zaawansowane urządzenia do odtwarzania muzyki, żadne z nich nie było na tyle przenośne, by można o nim powiedzieć - odtwarzacz osobisty.
Co leży obok ołówka...
Jeśli chodzi o nośniki muzyki, sprawa była równie skomplikowana. Wiadome jest, że fujarka pastuszka, instrumenty orkiestry, katarynki, pozytywki, gramofony i inne urządzenia były tylko odtwarzaczami muzyki. Nośnikiem muzyki była ludzka pamięć, kartka z nutami, odpowiednio przygotowany bęben dla pozytywki czy tradycyjna płyta gramofonowa. Wiem, powyższa myśl to ogromne uproszczenie, ale mnie się spieszy do tego czegoś nad ołówkiem.
Płyta gramofonowa, choć ciesząca się uznaniem do dziś, nie była najwygodniejszym nośnikiem muzyki. Łatwo było ją uszkodzić, jej pojemność nie była największa, a rozmiary i technika odtwarzania z niej, wykluczały użycie jej jako nośnika w odtwarzaczach przenośnych, choć Sony bardzo próbowało.
Z drugiej strony nie można powiedzieć, że płyty gramofonowe były przywiązane tylko i wyłącznie do gramofonu ustawionego w salonie. W 1956 roku do sprzedaży trafił odtwarzacz płyt gramofonowych, montowany w samochodach firmy Chrysler. Highway Hi Fi - bo tak się nazywał, został opracowany przez Petera Goldmarka i produkowany przez CBS Laboratories mieścił się pod deską rozdzielczą niemałych przecież, amerykańskich samochodów, a dzięki przemyślnemu systemowi amortyzacji urządzenia oraz zastosowaniu nieco grubszych płyt, starał się niwelować wstrząsy, które uniemożliwiałyby słuchanie muzyki podczas jazdy. W jakim stopniu mu się to udawało, nie mam zielonego pojęcia. Był to jednak krok w kierunku odtwarzaczy osobistych, krok, który wskazywał jednoznacznie, że nie tędy droga.
Inną, ciekawą alternatywą dla tradycyjnej płyty analogowej była taśma magnetyczna. Za pomysłem magnetycznego zapisu dźwięku stał duński wynalazca - Valdemar Poulsen, który w 1898 roku skonstruował i opatentował Telegrafon wykorzystujący do rejestracji dźwięku stalowy drut. Drut okazał się nie najlepszym rozwiązaniem i dosyć szybko zastąpiono go przez nieco bardziej praktyczną, stalową taśmę. Choć Telegrafon nie cierpiał na przypadłość charakterystyczną dla gramofonów i choć był bardziej odporny na wstrząsy, był równie wielki, jak gramofon i równie mało osobisty. W dodatku nośnik, drut czy stalowa taśma, nie należał do najlżejszych nośników muzyki. W latach dwudziestych ubiegłego wieku pojawiły się pierwsze taśmy papierowe, pokryte warstwą magnetyczną, a w 1935 roku na rynku pojawia się pierwszy, komercyjny odtwarzacz muzyczny - Magnetophon K1 niemieckiej firmy AEG, wykorzystujący owe papierowe taśmy.
Jak nie trudno się domyślić, nośnik w postaci papierowej taśmy nie należał do najtrwalszych, toteż z czasem pojawił się pomysł, by papier zastąpić tworzywem sztucznym, a ostatecznie nylonem. Choć sam nośnik uległ znacznemu ulepszeniu, magnetofony szpulowe nadal były duże i niezbyt poręczne, choć i tutaj starano się je miniaturyzować i sprawić, aby stały się wreszcie odtwarzaczami osobistymi.
Między innymi to dzięki firmie Philips, muzyka mogła trafić do naszych kieszeni. W 1963 roku pojawia się to urządzenie, leżące obok ołówka. Kaseta magnetofonowa niwelowała niemal wszystkie wady swoich poprzedników. Była niewielka, lekka i dosyć odporna na uszkodzenia mechaniczne, a w dodatku mieściła całkiem sporą ilość muzyki. Co miała wspólnego z ołówkiem ?
Walkman
Choć niewielka kaseta magnetofonowa dawała podstawy do tworzenia niewielkich odtwarzaczy, era tych ciągle nie nadchodziła. Tradycyjne odtwarzacze magnetofonowe stawały się coraz mniejsze i bardziej przenośne, ale ciągle daleko im było do miana osobistych. Dzięki rozwojowi układów elektronicznych i ich miniaturyzacji sama elektronika zajmowała wewnątrz coraz mniej miejsca i zgłaszała coraz mniejszy apetyt na energię elektryczną. Tym samym, możliwym stało się zasilanie magnetofonów z tradycyjnych baterii, co umożliwiło im oderwanie się od gniazdka elektrycznego w ścianie. Niestety, tym co zajmowało najwięcej miejsca w magnetofonach to głośnik i dosyć złożony mechanizm związany z procesem przesuwania i odczytywania taśmy. Głośnik można wyrzucić i zastąpić słuchawkami, a co z owym dosyć precyzyjnym mechanizmem ? Próby jego miniaturyzacji przynosiły różne efekty, ale nigdy nie umożliwiały one takiej miniaturyzacji, by odtwarzacz stał się osobistym.
Gdy zdam pytanie, jaki był pierwszy osobisty odtwarzacz muzyczny, większość z tych, którzy pamiętają lata osiemdziesiąte odpowie - Walkman. Nic z tych rzeczy. W 1972 roku, niemiecko-brazylijski wynalazca - Andreas Pawel opracował pierwszy, osobisty odtwarzacz muzyczny Stereobelt. W zasadzie był to wielofunkcyjny pas, mieszczący na sobie odtwarzacz na kasety magnetofonowe, oddzielnie miejsca na baterie, amplituner, radio FM czy mikrofon. Jak widać z powyższego, Stereobelt był konstrukcją modułową, a specjalnie opracowany pas umożliwiał nie tylko dokładanie dodatkowych elementów jak np. kolejny moduł zasilania z bateriami, ale także ich wzajemnie przekładanie, zgodnie z wygodą indywidualnego użytkownika.
Stereobelt został po raz pierwszy uruchomiony w lutym 1972 roku w St. Moritz w Szwajcarii i jego konstruktor odsłuchał na nim piosenkę "Push" wykonaną przez Herbie Manna i Duane Allmana. Andreas Pawel był przekonany, że przenośny odtwarzacz stanie się prawdziwym hitem. Nie mylił się, choć z pewnością się nie spodziewał, że owym hitem nie będzie Stereobelt. Swój pomysł przedstawił ówczesnym gigantom elektroniki - Grundigowi, firmie Yamaha czy Philipsowi, jednak nikt nie był zainteresowany jego wynalazkiem. Co ciekawe, wspomniane firmy miały obiekcje nie tylko co do samego urządzenia przenośnego, ale do faktu używania w nim słuchawek. Jeden z przedstawicieli wspomnianych firm miał wręcz stwierdzić, że ludzie nie będą chcieli pokazywać się w słuchawkach w miejscach publicznych.
Andreas Pawel bezskutecznie poszukiwał zainteresowanych swoim odtwarzaczem i ostatecznie zrezygnował z niego, przezornie patentując go w 1977 roku we Włoszech, a w 1978 roku w USA (Patent #: US004412106).
W 1978 roku na rynku pojawia się bardzo drogie i zaawansowane urządzenia Sony służące do nagrywania dźwięku na kasetach magnetofonowych pod wspólną nazwą Pressman. Sony Pressman był całkiem sporych rozmiarów i nagrywał dźwięk mono. Adresowany był dla reporterów i sprzedawany tylko na zamówienie dziennikarzy. Żaden z produktów linii Pressman nie trafił do sklepów komercyjnych. Ukoronowaniem linii Pressman miał stać się model Sony TC‑D5ProII, który dzięki zastosowaniu mało popularnych i drogich mikrokaset stał się jak na ówczesne czasy naprawdę niewielki (choć ciągle większy niż późniejszy Walkman). Tym, co jednak w TC‑D5Proll było niezwykłe, umożliwiał on odtwarzanie muzyki w bardzo dobrej jakości. Oczywiście i tu była pułapka. Absolutnie nikt nie wydawał wówczas muzyki na mikrokasetach i potencjalny miłośnik słuchania w czasie podróży, samodzielnie musiał przygotować sobie taśmę z odpowiednią muzyką, co nie było ani proste, ani wygodne.
Jednym z użytkowników Pressmana TC‑D5Proll był honorowy prezes Sony - Masaru Ibuka. Masaru Ibuka podczas jednej ze swoich podróży stwierdził, że urządzenie to choć bez wątpienia jest klasą samą w sobie, jest zbyt ciężkie i zbyt drogie (1000 USD). Polecił więc, by na jego własne potrzeby opracowano jego lżejszą wersję z tym jednak założeniem, że miał on także pełnić głównie funkcje osobistego odtwarzacza muzyki.
Zadanie miniaturyzacji i modyfikacji Pressmana TC‑D5Proll przypadło zespołowi kierowanemu przez Kozo Ohsone. Zespół usunął moduł nagrywania i dodał możliwość odtwarzania dźwięku stereo Hi Fi, pozostając jednak nadal przy mikrokasetach. Zarówno obudowa, jak i sam mechanizm nie został zmieniony. Była to przeróbka TC‑D5Proll, a nie nowy produkt. Masaru Ibuko był zachwycony modyfikacjami wprowadzonymi do Pressmana i nie omieszkał pochwalić się nimi przed pozostałymi członkami zarządu Sony.
Pomysł na przeróbkę zwrócił uwagę prezesa Sony - Akio Mority. Prezes Sony borykał się z niemałym problemem kurczącej się sprzedaży radiomagnetofonów Sony. Niewątpliwie dobre, ale też drogie radioodtwarzacze kasetowe przegrywały na rynku z tanimi produktami konkurencji. Sony szukało czegoś nowego, czegoś, czego nie było na rynku, a koncepcja przerobionego Pressmana wydawała się wielce obiecująca. Akio Morita zachęcił inżynierów, by wzorując się na Pressmanie Ibuko, stworzyli tani, przenośny odtwarzacz stereo. Miał być nieco mniejszy i lżejszy, oferować dźwięk stereo, jako nośnika używać standardowych i tanich kaset magnetofonowych, kosztować mniej niż 1000 USD i być gotowy na połowę 1979 roku.
Zadania tego podjął się Kozo Ohsone, który postanowił użyć jak najwięcej elementów z Pressmana Akio Mority, oraz całkowicie przeprojektować i zminiaturyzować mechanizm zmiany trybów pracy, oraz mechanizm napędowy kasety. Podczas projektowania mechanizmu pierwszego, w pełni personalnego i przenośnego odtwarzacza kasetowego, Kozo Ohsone postanowił skorzystać z wielu elementów dostępnych już w innych produktach japońskiego koncernu. Nie stało za tym lenistwo Ohsone, ale bardzo krótki czas, jaki otrzymał na przygotowanie i wdrożenie nowego produktu. Mechanizm został zaczerpnięty z dyktafonu TCM‑600 i po niewielkich modyfikacjach, został on zaadaptowany na potrzeby projektowanego odtwarzacza.
Gdy produkt był już niemal gotowy, przed zespołem stanęło niełatwe zadanie wymyślenia dlań nazwy. Szukano zbitka słów związanych z odtwarzaniem i nazwą Pressman. Ktoś zasugerował, że ponieważ odtwarzacz będzie wykorzystywany głównie w drodze, może powinien nazywać się "Walkie". Kozo Ohsone postanowił połączyć "Walkie" z "Pressman" i wyszło mu "Walkman", jednak pomysł ten został odrzucony przez zarząd, obawiający się, że nazwa ta nie przyjmie się w krajach anglojęzycznych. Czas uciekał, a nowych pomysłów nie przybywało. Ostatecznie dobrze dziś znana nazwa "Walkman" pozostała, trochę przez zasiedzenie.
Kolejnym problemem Sony okazały się słuchawki, gdyż wówczas Sony nie posiadało w swojej ofercie lekkich słuchawek, które byłyby równie niewielkie i lekkie jak Walkman. Nieco wcześniej, dział Sony zajmujący się projektowaniem słuchawek stworzył projekt lekkich, bo ważących niecałe 50 gramów słuchawek, w których otulina otaczająca ucho została zastąpiona zwykłą gąbką. Słuchawki te nie weszły do produkcji, gdyż zdaniem zarządu Sony w swojej ofercie miało zdecydowanie lepsze modele, jednakże, gdy pojawił się projekt Walkmana i potrzeba znalezienia lekkich słuchawek, porzucony przed kilku laty projekt, zdawał się wręcz idealnym rozwiązaniem.
Premiera Walkmana TPS‑L2 została bardzo starannie przygotowana. Sony zaprosiło prasę i wszelkie media zajmujące się nowinkami technicznymi w zakresie sprzętu audio. Zainteresowani dostali nie tylko materiały szczegółowo opisujące nowy produkt Sony, ale także możliwość sprawdzenia jego możliwości. Sony przygotowało się także do sprzedaży Walkmana i w magazynach firmy na swój debiut czekało 30 tys. nowiutkich odtwarzaczy. Publiczna premiera miała miejsce 1 lipca 1979 roku, ale reakcja prasy daleka była od tego, czego oczekiwałoby Sony. Zdaniem recenzentów, Walkman jest skazany na porażkę, gdyż niewielu klientów zdecyduje się wydać 200 USD na sprzęt pozbawiony możliwości nagrywania. Media na Walkmana ciągle patrzyły przez pryzmat albo Pressmana, albo magnetofonu, a Walkman nie był żadnym z nich. Poddawano także pod wątpliwość założenie, że ludzie podróżujący zechcą w trakcie poruszania się słuchać muzyki na słuchawkach. Może nieliczni... ale skąd pomysł, że Sony znajdzie nabywców na 30 tys. Walkmanów ? Przecież najlepiej sprzedający się magnetofon kasetowy Sony znalazł aż 15 tys. nabywców !
Choć zarząd Sony z pewnością mógł się czuć zaniepokojony tak mało przychylnym wydźwiękiem premiery Walkmana, na szczęście na zewnątrz zdawał się pewnym swego i obranego kierunku. Sony położyło główny nacisk na promocję Walkmana wśród młodzieży oraz rodzimych gwiazd. Taką samą drogę obrał Jobs, promując iPoda trzydzieści dwa lata później. Sony zatrudniło specjalnych prezenterów Walkmana, oferujących młodym Japończykom możliwość sprawdzenia jego możliwości na terenie japońskich metropolii. Bardzo ciekawym pomysłem było wynajęcie autokarów i oferowanie darmowych wycieczek po Tokyo. Podczas tych wycieczek uczestnicy otrzymywali Walkmana z nagraniem dotyczącym atrakcji, jakie można było zobaczyć podczas wycieczki. W niecały miesiąc po premierze Sony mogło odnotować sprzedaż 30 tys. Walkmanów na terenie Japonii, a co równie istotne, liczne zapytania swoich zagranicznych działów o datę premiery w innych krajach.
Wprowadzenie Walkmana na rynek amerykański i rynki krajów europejskich zdaniem Sony wymagał także bardzo starannego przygotowania. Może nie było to założenie słuszne, bo zarówno młodzi Amerykanie, jak i Anglicy, Francuzi czy Niemcy z niecierpliwością oczekiwali premiery Walkmana w swoich krajach. Wystarczającą reklamą dla niewielkiego odtwarzacza Sony były recenzje prasy, opowieści tych, którzy mieli możliwość poznania Walkmana osobiście, a także tych nielicznych wybrańców, którzy dzięki importowi prywatnemu stali się posiadaczami Walkmana, zanim ten trafił oficjalnie do Europy czy Ameryki. Pamiętajmy, nie było wówczas Ali Expressu ani eBay'a, więc import prywatny był dużo bardziej skomplikowany niż dziś.
Główną obiekcją Sony była ciągle nazwa odtwarzacza i obawa, że słowo "Walkman" się nie przyjmie. Stąd też wymyślono, że odtwarzacz w Szwecji będzie nazywał się "Freestyle", w Anglii "Stowaway", a w USA "Soundabout". Zapewne nazwa ta zastąpiłaby nazwę "Walkman" gdyby nie fakt, że podczas jeden z wizyt w Paryżu Akio Morita został zapytany przez dziecko jednego z pracowników francuskiego oddziały Sony, kiedy we Francji będą "Walkmany".
Tak więc, pierwsze serie Walkmana miały odpowiednio na pudełkach nazwy "Stowaway", "Soundabout" i "Freestyle", jednak po wyczerpaniu zapasów z tymi nazwami, wszystkie odtwarzacze miały już nazwę "Walkman". Nazwa "Walkman" została zastrzeżona przez firmę Sony i na stałe weszła do słownika jako określenie przenośnego odtwarzacza produkowanego właśnie przez firmę Sony. Z czasem, "walkmanem" określano wszelkie odtwarzacze produkowane przez rozmaite firmy i firemki na całym świecie, od znanych gigantów jak Philips, Aiwa, Grundig czy Panasonic, po niewiele mówiące Internationale, austriacki First czy nawet nasza rodzima Unitra, co rzecz jasna, nie było zgodne z prawem. Tak jak nazwa "Adidasy" rozciągnęła się na obuwie sportowe, a "iPod" na odtwarzacze mp3, tak "walkmanami" stały się wszystkie, przenośne, osobiste odtwarzacze kasetowe.
Można by przypuszczać, że pierwszy Walkman był urządzeniem dosyć prostym. Takie podejrzenie może sugerować fakt, że większość odtwarzaczy, jakie pojawiły się kilka lat po premierze pierwszego Walkmana, miało dosyć ograniczone funkcje. Nic bardziej mylnego. Pierwszym sukcesem konstruktorów Walkmana był fakt, że do jego zasilania wystarczyły zaledwie dwie baterie AA (tradycyjne paluszki 1.5V). Może to dziś dziwić, ale zapotrzebowanie na energię elektryczną przez mechanizm napędzający taśmę, układy przetwarzania i wzmacniania dźwięku zazwyczaj wymagały nieco większego napięcia niż skromne 3V oferowane przez dwie baterie. Nawet kilka lat później, wiele odtwarzaczy wymagało trzech, a nawet czterech baterii AA.
Drugą, ciekawą funkcją Walkmana był tak zwany "Hotline". Pierwszy Walkman posiadał dwa wyjścia słuchawkowe, umożliwiając jednoczesne słuchanie muzyki przez dwie osoby jednocześnie. W niektórych Walkmanach, gniazda słuchawkowe zaznaczano jako "dla chłopaka" i "dla dziewczyny" co bez wątpienia było efektem adresowania odtwarzacza do młodzieży. Na czym polegała jednak funkcja "Hotline" ? Otóż Walkman miał wbudowany mikrofon. Po wciśnięciu pomarańczowego przycisku na górnej krawędzi Walkmana, jeden ze słuchaczy mówił do drugiego, a jego głos nakładany był na muzykę i słychać go było w słuchawkach. Choć funkcja ta od strony praktycznej jest mało przydatna, bez wątpienia jest czymś naprawdę unikatowym. W późniejszym okresie na rynku pojawiły się jednak Walkmany TPS‑L2 wyposażone tylko w jedno gniazdo słuchawkowe, a funkcja "Hotline" znikła bezpowrotne.
Co ciekawe, pierwszy Walkman został wyposażony możliwość przewijania kaset w dwóch kierunkach, co było przez długi okres funkcją zupełnie niedostępną dla odtwarzaczy innych producentów.
Bez wątpienia na uwagę zasługiwała obudowa samego Walkmana TPS‑L2. Jego szkielet był metalowy, natomiast obudowa była z wysokiej jakości plastiku w kolorze niebieskim i srebrnym. Choć w obudowie pierwszego Walkmana bez trudu dopatrzymy się pewnych elementów charakterystycznych dla dyktafonu TCM‑600, bez wątpienia w swoim czasie mógł wzbudzać tylko uznanie, jeśli chodzi o design.
Premiera Walkmana nie uszła uwadze Andreasa Pawla, który w produkcie firmy Sony dopatrzył się naruszenia posiadanego przez siebie patentu opisującego Stereobelt. Walkman trafił do sprzedaży w 1979 roku i już w 1980 wiadome było, że jest olbrzymim sukcesem firmy Sony, Andreas Pawel zgłosił się z roszczeniami do firmy Sony już w 1980 roku. Przedstawiciele Sony przez blisko sześć lat negocjowali z Pawlem wysokość ewentualnego odszkodowania. Sześć długich lat, podczas których Walkman stał się synonimem osobistego odtwarzacza kasetowego. Porozumienie zawarto w 1986 roku, ale Andreas Pawel nie był z niego zadowolony. Sony zgodziło się zapłacić 150 tys. marek niemieckich za naruszenie patentów w niektórych modelach Walkmana sprzedawanych na terenie Niemiec. Kwota ta stanowiła niecały 1% dochodów Sony z tytułu sprzedaży Walkmanów w RFN.
Andreas Pawel nie odpuszczał jednak i w 1989 roku skierował przeciwko Sony pozew do sądu w Wielkiej Brytanii. Trwająca przez blisko siedem lat batalia sprawiła, że pozew został oddalony, a Andreas Pawel został z rachunkiem 3 mln dolarów kosztów sądowych do zapłacenia. W 2003 Andreas Pawel zagroził firmie Sony skierowaniem kolejnych pozwów na terenie innych państw, w których Walkman Sony trafił do sprzedaży. W 2006 roku Sony zdecydowało się na polubowne załatwienie sporu i wypłaciło Andreasowi Pawel 10 mln USD z tytułu odszkodowania za naruszone patenty.
W 2001 roku Apple zaprezentowało iPoda, a w 2006 na rynek trafił iPod 5 generacji, edycja U2 z kolorowym wyświetlaczem i pojemności 30 GB. Oczywiste już było, że Walkman kasetowy to już przeszłość, którą nikt sobie głowy nie będzie zawracał.
Od autora:
Muszę przyznać, że pierwotnie powyższy wpis miał wyglądać zupełnie inaczej. Miał być jednorazowym wpisem o odtwarzaczach kasetowych i innych tego typu urządzeniach. Czyż można pisać bez historii Walkmana ? Tak więc wpis nieco spuchł i zgodnie ze swoją tradycją, postanowiłem podzielić go na części. Nie bójcie się, to nie będzie historia firmy Sony, ani historia Walkmanów. To będzie historia kasety magnetofonowej, ołówka i burzliwego postępu przenośnych odtwarzaczy muzycznych. Tak więc, zapraszam na kolejną część...