Wehikuł czasu z Bajtkiem — 1985 część pierwsza
Pomysł na taką serię wpisów chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Przyznam, że z jednej strony fascynował mnie w swoich założeniach, z drugiej… trochę przerażał. Masa pracy i ryzyko zburzenia swojego „informatycznego początku”. Ale pokusa była jednak większa…
Z racji nieco wymuszonej przerw w pracy (COVID-19) z nudów wyciągnąłem dziś poczciwe ZX Spectrum i podłączyłem go do zupełnie nowoczesnego telewizora. Gdy mym oczom ukazał się nieco falujący (wina kabla chyba) obraz
Postanowiłem z nudów napisać program, jakich w swoim dzieciństwie tworzyłem wiele. Prosty napis na mrugającym ekranie. Ci, którzy znają mnie także na FB, wiedzą że się udało, ale nie wiedzą, że dość skomplikowany system wprowadzania rozkazów do ZX Spectrum po ponad 35 letniej przerwie okazał się dla mnie tak sporym wyzwaniem, że sięgnąłem do źródeł i po swoją kolekcję czasopisma „Bajek”. Zacząłem przeglądać kolejne numery i …. Pomysł na wehikuł czasu wrócił.
Cofnijm się razem, do przeszłości wraz z czasopismem Bajtek. Zobaczmy, co wówczas wzbudzało entuzjazm, jak radzono sobie z różnymi problemami w Polskiej, skomplikowanej rzeczywistości, złapmy „Bajtka” za słowo, bo czasem miał kapitalne błędy… bawmy się historią i wróćmy do 1985 roku.
Krótki rys historyczny
W 1985 roku Polska była dość dziwnym krajem. Społeczeństwo doskonale pamiętało zakończony ledwo dwa lata wcześniej stan wojenny, a ustrojowo… nikt nie wiedział w jakim punkcie jest kraj. Realny socjalizm ogłosił bankructwo, potencjalny kapitalizm jeszcze nie wiedział, czy chce tu zamieszkać. Materialnie było.... ech... sami wiecie.
Do kin wchodził "Powrót do przyszłości", premierę ma gra Super Mario Bros, a w telewizji amerykańskiej rozpoczyna się serial "MacGyver", którego tytułowy bohater ze sznurówki i zapałek potrafił zrobić odrzutowiec.
Dire Straits wydaje swój najpopularniejszy albo "Brother in Arms", ale większość nastolatków i tak woli przytulać się przy "Power of Love" Jennifer Rush. Elton John wzdychał do Nikity, która w mundurze rosyjskiej żołnierki pilnuje przejścia granicznego w Berlinie Wschodnim, choć zaledwie rok wcześniej występowała w reklamie pierwszego Macintosha.
Społeczeństwo polskie było biedne jak mysz kościelna, a dla większości polskich rodzin, większym problemem był zakup ubrań, niż myślenie o mitycznych nieco komputerach domowych, które ktoś tam gdzieś miał. Kolega, kolegi mówił, że jego kolega ma taki w domu. Jednak to nie była informatyczna pustynia jak mogłoby się wydawać. Komputery domowe były, przywożone z Niemiec, Szwecji, Austrii czy Francji. To właśnie dla takich szczęśliwców Polskie Radio emitowało audycję „Radiokomputer” poświęconą komputerom domowymi i uwaga: prawie każda audycja kończyła się emisją jakiegoś programu. Spiker prosił o przygotowanie magnetofonu do nagrania i radio emitowało szumy i trzaski, które były faktycznie grą lub innym programem. Nierzadko były to programy zupełnie komercyjne, emitowane bez zgody autorów. Takie czasy…
Komputery jakie wówczas można było spotkać, to ZX‑81 (miałem taki), ZX Spectrum, Atari i Commodore. Czasem pojawiały się azjatyckie wynalazki typu Spectravideo, albo Sharp, ale to nawet nie był margines błędu.
Wrzesień 1985 roku był emocjonujący nie tylko dla tego, że ponownie zaczynała się szkoła, a ja musiałem iść do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Był emocjonujący, bo nagle temat komputerów stał się jakby modniejszy. Może był modny wcześnie, ale nie zwracałem uwagi?
W szkołach nie było informatyki. Zdarzali się nauczyciele zapaleńcy, którzy organizowali "kółka komputerowe". W mojej szkole pojawił się nauczyciel fizyki, który postanowił zorganizować takie zajęcia, przynosił swój własny komputer – ZX Spectrum i starsi uczniowie wspólnie z nauczycielem pisali rozmaite programy. Najpierw na czarnej tablicy, a później jeden szczęśliwiec mógł wklepać go na komputerze nauczyciela. Młodsi czasem mogli pograć.
Drugim zwiastunem komputerowej wiosny był – „Bajtek”. Przykro mi… w 1985 roku nie czytałem i nawet nie wiedziałem, że istnieje.
3, 2, 1, 0 …. Start
Numer 1 „Bajtka” pojawił się we wrześniu 1985 roku i kosztował – 60 zł. Jego szata graficzna absolutnie nie zachwycała. Zwykły, lekko szarawy papier, którego dziś nie odważylibyśmy się nawet wstawić do drukarki. Czarno-biała szata graficzna bez wyraźnych konturów. Gazeta bardziej przypominała ulotki opozycji drukowane w piwnicy na powielaczu, niż prawdziwą gazetę.
Na wstępie drobne wyjaśnienie redakcji, skąd nazwa „Bajtek” oraz dlaczego powstało czasopismo. Nazwy tłumaczyć nie będę, ale przyczyny wydania pierwszego numery doskonale korespondują z tym, o czym wspominałem nieco wyżej – „komputerowa wiosna”
…niezwykle pilne staje się pojęcie szerokiej edukacji komputerowej w szkołach. W tym sensie publikowane na łamach BAJTKA materiały będą wspierać zainicjowany przez Radę Krajową PRON – Narodowy czyn pomocy szkole.
Warto zauważyć, iż redakcja BAJTKA doskonale wiedziała na jaki ugór trafiła, bo jako wzór w swoim działaniu przywołano bułgarskie czasopisma dla osób interesujących się komputerami.
Kolejny artykuł „Matchbox dla szofera” to zwracający uwagę wywiad z profesorem Władysławem M. Turskim – profesorem Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Londyńskiego, prezesem Polskiego Towarzystwa Informatycznego.
W rozmowie tej prof. Turski stwierdził, że Polska zmarnowała sześć lat od kiedy środowiska informatyczne postulowały o popularyzację informatyki i komputerów. Ubolewał nad tym, że polska informatyka straciła wiele kadry, która wyemigrowała lub odeszła z zawodu. Profesor Turski podkreślił także stopień zacofania polskich uczelni pod względem informatycznym w stosunku do uczelni światowych. Podczas gdy na świecie nauka informatyki związana była z praktycznym zastosowaniem komputera, w ówczesnej Polsce była to wiedza czysto teoretyczna i opowiadania, jak coś teoretycznie powinno się robić.
Dużo bardziej kontrowersyjny jest dalszy ciąg wywiadu z którego wynika, iż profesor Turski nie ma zbyt dobrego zdania o „minikomputerkach” jakie pojawiają się w domu i dostrzega w nich więcej wad niż zalet. Jego zdaniem, niewiele uczą i są tylko sezonową, dekadencką modą, która nie powinna mieć dalszego ciągu. Boleje nad tym, że te „minikomputerki” niezdrowo fascynują naukowców:
Jest jeszcze jedno kuriozalne zjawisko: duże zainteresowanie naszych naukowców tymi zabawkami. Fakt ten pokazuje, jak bardzo nieprzystępne były dotychczasowe środki informatyczne w uczelniach i instytucjach. Nikt mi nie wmówi, że nasze ODRY potrafią mniej policzyć niż SPECTRUM. Na każdej ODRZE od 1204 w górę (a Odra 1204 była zbudowana 20 lat temu!) można policzyć więcej niż na SPECTRUM. Nie mówię już o R32 (polski komputer RIAD zgodny programowo z IBM360), których możliwości obliczeniowe są nieporównywalnie większe niż IBM PC nawet wariantu XT. Natomiast dostępność naszych uczelnianych i instytutowych komputerów była tak mała, a przyjęte metody pracy z nimi tak odstraszające, że uczeni zajęli się zabawkami!
Zostawmy profesora z jego przemyśleniami. Jak widać, świat jednak poszedł w nieco innym kierunku i przywitajmy się z LOGO.
Logo i problem... co ma się znaleźć w szkole
Już na wstępie możemy dowiedzieć się, że LOGO jest językiem najbardziej nadającym się do pierwszego kontaktu z komputerem i było w tym sporo prawdy. Logo był językiem zabawką. Poprzez odpowiednie komendy można było rysować „żółwiem” obrazki na ekranie, a także rozwiązywać niezbyt wyszukane zadania z elementami matematyki. Taka nauka przez zabawę.
Nieco później trwała dość zażarta dyskusja czy szkoły powinny uczyć programowania w języku BASIC dostępnym na każdym komputerze i umożliwiającym rozwiązanie konkretnych problemów i zadań, czy uczyć w LOGO. W czym różnica? Zdaniem orędowników LOGO, język BASIC uczył złych nawyków, nie uczył programowania strukturalnego i był kłopotliwy w przypadku błędów i modyfikacji. To prawda. LOGO uczyło pisania strukturalnego, łatwo w nim było znaleźć ewentualne błędy lub modyfikować fragmenty bez obawy na działanie innych części. Zdaniem zwolenników BASICA – może LOGO było i dobre, ale nie dało się w nim nic sensownego zrobić. W Polsce dodatkowym problemem było to, że LOGO nie posiadało wersji polskiej, a rozkazy lub ich skróty literowe były nie do końca zrozumiałe przez społeczeństwo dla którego podstawowym językiem obcym był rosyjski (język obowiązkowy), a w mniejszym stopniu po angielsku. A ja pytam… BASIC to w jakim języku był?
BAJTEK zastanawiał się także, jak ma wyglądać nowy przedmiot – Elementy Informatyki. Przedmiot ten miał trafić do szkół średnich w roku szkolnym 1986/87. W szkołach średnich przez jeden rok miały znaleźć się elementy informatyki o ile szkoła będzie dysponowała sprzętem komputerowym. A jaki miał być to sprzęt? Niektóre szkoły dysponowały komputerami ZX SPECTRUM i rodzimymi komputerami MERITUM. Autorzy programu liczyli na to, że polski przemysł w ciągu 2‑3 lat wyposaży wszystkie szkoły w sprzęt krajowej produkcji. Przyjęto więc założenie, że szkoła powinna mieć:
- komputery z pamięcią minimum 48 KB
- komputery z polską klawiaturą (no to pozamiatali)
- przynajmniej jedna pamięć masowa i drukarka na pracownię.
- ilość komputerów taka, aby przy jednym stanowisku było maksymalnie trzech uczniów.
O nowym przedmiocie opowiadał Pan Władysław Majewski, jeden z członków zespołu, który opracował krytykowany w mediach program przedmiotu.
Oczekiwania środowiska akademickiego do którego mieli trafiać uczniowie były dość wysokie. Liczono, że Elementy Informatyki nauczą uczniów budowy komputerów oraz ich programowania. Serio? W kraju, gdzie komputer domowym był dobrem bardzo luksusowym? Pan Władysław Majewski jako główny cel programowy postawił, aby uczniowie nauczyli się wykorzystywać proste mikrokomputery do rozwiązywania codziennych problemów. Znajomość budowy komputera czy umiejętność jego programowania miały być tylko elementami niezbędnymi do rozwiązania owych problemów.
Komputery MERITUM, dlaczego nie było dobrze....
W pierwszym numerze „Bajtka” jest także miejsce na wywiad z mgr inż. Zygmuntem Korgą – z‑cą dyrektora Zakładów Urządzeń Komputerowych MERA-ELZAB w Zabrzu. Zakłady MERA-ELZAB produkowały komputery MERITUM I, w których upatrywano rozwiązania polskich problemów komputerami w szkołach, biurach i na uczelniach. Zaczęło się… z grubej rury:
- Czy ma Pan swój ideał komputera osobistego? - Oczywiście – piękny jak Macintosh, oprogramowany jak Apple, tani jak ZX Spectrum tyle że… - ...nie jest to MERITUM.
Pan Zygmunt Korga wyjaśnił, że polskie zaplecze techniczne nie tylko nie umożliwia projektowania i produkowania takiego komputera jak Macintosh, ale nawet nie ma możliwości produkowania odpowiednika ZX Spectrum w porównywalnej cenie.
Nadzieją jest MERITUM, którego jakość znacznie się poprawiła, gdyż awaryjność spadła poniżej 5%. Z tej wypowiedzi można też dowiedzieć się dość jasno, jak wyglądał polski przemysł komputerowy:
Problem w tym (…) co i za ile dziś możemy wyprodukować. Dziś budowa IBM PC nie wymaga super wiedzy, lecz odpowiednich kości. Nie mamy ich i dlatego musimy robić MERITUM. Pretensje z tego tytułu proszę kierować do tych, którzy odpowiadają za rozwój technologii. Sam zresztą jestem ciekaw dlaczego mikroprocesory wytwarza się u nas w ilości zaledwie kilku tysięcy sztuk rocznie, dlaczego nie mamy własnej pamięci dynamicznej, ba – czemu każda nóżka w tranzystorze jest różnej grubości.
Dalej można się dowiedzieć, że komputery MERITUM stanowiły zaledwie 1% produkcji zakładów skupionych na produkcji głównie monitorów. Cena jednostkowa MERITUM wynosiła 100 tys. zł., a Elzab zarabiał na nich zaledwie 6%. Elzab produkował do 4 tys. komputerów rocznie.
Za granicą
Z krótkich, aczkolwiek zabawnych fragmentów pierwszego numer Bajtka można znaleźć także artykuł o komputerach Radzieckich. ZSRR zauważyło postęp w świecie komputerów, ma własne konstrukcje i nie zamierza zostać w tyle.
Twierdzenie jakoby postęp ZSRR w dziedzinie elektroniki był uzależniony od dostępu do zachodnich technologii brzmią jak naiwne oszukiwanie samego siebie lub w najlepszym wypadku jak pomyłka.
Na sam koniec wizyta na targach Micro-Computer 85 we Franfurcie.
Popularność mikrokomputerów domowych stale rosła. Na początku 1983 roku w RFN było 197 tys. komputerów domowy. W 1984 już 707 tys. a do połowy 1985 roku było ich 1.2 mln i przewidywano, że do końca roku zostanie sprzedanych jeszcze conajmniej 600 tys. komputerów domowych. Ciekawe były prognozy na 1990 rok. Spodziewano się, że w RFN będzie 3.75 mln komputerów domowych. Ciekawe jak im wyszło.
Na targach we Frankfurcie pojawiło się 170 firm z 10 krajów. Było Apple z modelami IIc, IIe, Macintoshem i Lisą. Był IBM z modelem AT wyposażonym w procesor Intel 286, ale największą uwagę wzbudziły komputery walizkowe, wyposażone w ciekłokrystaliczne lub luminescencyjne ekrany, zasilane z baterii ważące kilka kilogramów.
Zainteresowanie wzbudził HP‑110 oparty na procesorze Intel 80C86 i wyposażony w 272 KB pamięci RAM i 384 KB pamięci ROM. Komputer ważył 4.3 kg i kosztował 3000 USD. W pamięci ROM komputera był program kalkulacyjny oraz edytor tekstu, który został nieco skrytykowany za brak możliwości wyrównywania tekstów, dzielenia wyrazów i ich przenoszenia.
Także Philips zaprezentował prototyp walizkowego komputera Philips P200C ważącego bagatela 15 kg. Obydwa wspomniane komputery „przenośne” miały podstawowe oprogramowanie w pamięci ROM.
Nieco lżej było na stanowiskach komputerów domowych, gdzie prezentowano Sinclair QL, Commodore Plus/4. Autora tekstu zainteresował zegarek SEIKO UC‑2000 reklamowany jako pierwszy na świecie komputer w ręcznym zegarku. SEIKO UC‑2000 miał… wbudowany kalkulator naukowy. Gdzie tu komputer zapytacie?
SEIKO UC‑2000 i UC‑2200 miały 4 bitowy procesor, 2 KB pamięci RAM i 5 KB pamięci ROM i mogły się… fanfary… tadam… indukcyjnie łączyć ze stacją wyposażoną w procesor Zilog Z80 wyposażoną w drukarkę termiczną i klawiaturę. Zegarek w ograniczonym zakresie można było programować w języku BASIC.
Autor relacji choć zafascynowany rozwiązaniami technicznymi stwierdził, że nie wróży takim pomysłom zbyt wielkiego sukcesu.
To tyle z ciekawych rzeczy w 1 numerze Bajtka. Można tam było jeszcze znaleźć poradnik jak samemu zbudować Joystick z patyka, sprężynki itd…. Oraz porównanie Atari ST z Macintoshem. Porównanie suche i nawet dziś każdy może sam sobie takie porównanie zrobić, a pomysł budowy joysticka… chyba sobie daruję.