Gawlik — cz.1
Gawlik znów nie dostał swojej szansy na lot na Pluton. Tym razem miał wszystko przygotowane. Pozwolenia załatwione. Międzygalaktyczny paszport biometryczny odnowiony i wszczepiony po skórę czekał od wielu miesięcy. Zaświadczenia o szczepionkach i przebytych chorobach również dawno wytatuowane. Tym razem jednak nie zwykłym tuszem, a naturalnym tonerem mineralnym jaki od wielu lat stosuje się drukarkach, których z każdym dniem coraz mniej jest w użyciu.
Odpowiednia sumka odłożona na koncie w Świtlandzie i to zarówno w lokalnej walucie jak i w Grotoszach. Wszystkie warunki spełnił, nawet te najgłupsze o popisaniu zobowiązania, że nie posiada się smatrfonu, tableletu czy laptopa. Przecież te urządzenia już dawno wyszły z mody i użytku. Tera wystarczy odpowiedni chip pod skórą czy odpowiednie soczewki kontaktowe i możliwości są o wiele większe niż te bzdurne wynalazki, którymi ludzie zachwycali się jeszcze w połowie XXI wieku. I zaś odmowa, Tym razem ze względu na brak stałego miejsca zamieszkania, jakby to było ważne czy mieszka się w wieżowcu, bloku czy innym lokum. Bzdurne te przepisy.
Na otarcie łez Gawlikowi pozostał tylko lot na Marsa, ewentualnie na księżyc. Obie planety znał jednak dość dobrze. Na księżyc lata regularnie raz w miesiącu, bo tego wymagają jego obowiązki służbowe, a na Marsie był nie dalej jak 3 miesiące temu, bo tam są najlepsze warunki dla kąpieli kwarcowo-księżycowych, które na prawdę dobrze wpływają na ogólny stan zdrowia mieszkańców ich ukochanej planety. Z zamyślenia co robić dalej wyrwał go głośny brzęk chipu zamontowanego pod skórą prawej dłoni. Dzwoniła mama. Przypomniała (po raz kolejny zresztą), że za kilka dni Gawlik wraz se swoją partnerką (kiedyś nazywał się to podobno żona czy jakoś tak) obchodzą 10 rocznicę tworzenia wzorowej komórki rodzinnej z tej okazji powinien przygotować dla niej jakiś prezent. To dawanie prezentów to chyba nigdy się nie zmieni.
Kolejny telefon był od szefa – pana Szraka, który przypomniał sobie, że Gawilk w tym tygodniu nie pobrał swojej porcji pastylek motywacyjnych i zaraz pewnie będzie bujał w obłokach zamiast pracować. A sytuacje takie zdarzały się Gawlikowi nader często. Rozmowa była krótka, rzeczowa i zepsuła resztę dnia naszemu bohaterowi. – No dobra, czas zejść na Ziemię (swoją drogą dziwne powiedzenie) i wracać do szarej codzienności – powiedział na głos Gawik sam do siebie nie spodziewając się żadnej odpowiedzi. – A czym jest ta szara rzeczywistość – usłyszał za sobą nieco metaliczny głos, który nie do końca pasował mu ani do kobiety ani do mężczyzny. Niechętnie się obrócił i ujrzał…