Test obudowy NZXT H7 Elite
Obudowa za niespełna tysiąc złotych nieszczędząca kolorów i hartowanego szkła? Tak właśnie w skrócie prezentuje się NZXT H7 Elite, obierająca zupełnie inny kierunek niż H7 Flow. Sprawdźmy, co jest na rzeczy a przede wszystkim, czy jednolity front z hartowanego szkła to wciąż dobry pomysł w 2022 roku.
NZXT H7 Elite pod lupą
Trzon oferty obudów kalifornijskiej marki NZXT stanowiły skrzynki z serii H510 oraz H710. Odchodzą one jednak na emeryturę a jej miejsce ma przejąć nowa linia produktów. Najpierw debiutowała krzynka H7. Opcji zakupowych mamy trzy: buda z metalowym zabudowanym frotnem, meshowym (Flow) oraz szklanym z dużą domieszką RGB (Elite). O moich przemyśleniach odnośnie HZXT H7 Flow możecie przeczytać w tej recenzji.
H7 Elite to pułap cenowy 200$, co na polskim rynku daje kwotę około 950 złotych. Sporo! Zresztą podobnej kwocie wypadały już wycofane z produkcji H710i. No dobrze, a co dostajemy za taką ilość gotówki? Po pierwsze H7 gabarytowo zajmuje miejsce między serią H510 a H710. Wymiary recenzowanej skrzynki wynoszą 505 x 230 x 480 mm a waga nie przekracza 12 kg.
Front i bok obudowy to hartowane szkło. Panel górny i prawy bok (patrząc od przodu) to proste kawałki blachy na zatrzaski. Góra jest w pełni perforowana a metalowy bok ma z przodu pionowy wywietrznik z odpowiednim filtrem. Mniejszy wywietrznik tego samego typu znajdziemy pod obudową na froncie i miejscu zasilacza z tyłu.
Na szkłem skrywają się trzy wentylatory F140RGB, które wcześniej zostały podłączone do kontrolera obudowy. Do niego podłączamy zarówno wtyczki 4‑pin PWM jak i autorskie rozszerzenie RGB. Z tyły budy czeka jeszcze jeden zwykły wentylator 140 mm F140Q, który wtyczką 3‑pin, poprzez rozgałęźnik, został także wpięty do kontrolera obudowy. Problem w tym, że ten wentylator nieziemsko hałasował. Dopiero jego bezpośrednie przepięcie do płyty głównej pozwoliło ogarnąć problem.
Na froncie producent oddaje do użytku dwa porty USB 3.2 Gen 1 Typu A oraz pojedynczy port USB Typu C. Do tego obok mamy gniazdo mini-jack dla słuchawek i mikrofonu oraz przycisk on/off. Na obudowie nie ma żądnego kontrolera RGB. Kolorami zarządzamy wyłącznie z poziomu software.
H7 Elite nie jest małą skrzynką: sześć miejsc dla dysków 2.5”, z czego jedno współdzielone z klasykami HDD 3.5”. Na polu gniazd rozszerzeń płyty głównej do użytku mamy siedem śledzi. Obudowa nie posiada własnego montażu wertykalnego dla karty graficznej. Jeśli interesuje nas takie rozwiązanie należy zakupić osobno dedykowany ku temu wspornik GPU z riserem PCIe 4.0. Niestety propozycja NZXT kosztuje ponad 90$, czyli tyle, co dobra obudowa. Na szczęście bez problemu pasują rozwiązania innych producentów, więc nie jesteśmy skazani na łaskę NZXT.
Tysiąc W mocy pod ręką
Trochę zmian zaszło w departamencie zasilaczy NZXT. Niegdyś za wnętrza tych urządzeń odpowiadała firma Seasonic. Tym razem postawiono na producenta Channel Well Technology, który zresztą dostarcza swoje rozwiązania dla wielu znanych marek. Jeśli macie modularny zasilacz NZXT poprzedniej generacji to nie możecie żonglować sobie przewodami między jednostkami budowanymi przez CWT. Jest to prosty przepis na katastrofę w postaci spalonych podzespołów.
Wraz z obudową producent dostarczył jednostkę 1000W z certyfikatem 80+ Gold. W ofercie ma także modele 650, 750 oraz 850W. Producent dawno temu uzupełnił także swoje portfolio o zasilacze 80+ Bronze, ale te ze względu na słabą wycenę w porównaniu do konkurencji a także wariantów Gold od NZXT są niewarte waszego zainteresowania.
Montaż podzespołów w H7 Elite
Składnie komputera w H7 nie sprawia żadnych problemów. No może za wyjątkiem demontażu paneli, bo szczególnie krwi napsuło mi hartowane szkło z przodu. Po dostaniu się do wnętrza użytkownik otrzymuje sporo miejsca na manewrowanie częściami a także samymi przewodami. W skrzynce nie panuje ścisk typowy choćby dla serii H510. Obudowa H7 Flow gotowa jest na przyjęcie płyty głównej w standardzie mini-ITX, MicroATX, ATX oraz EATX.
Na calble managmenet mamy naprawdę sporo miejsca a do tego wstępnie większość przewodów już jest sensownie ogarnięta. Gdy patrzy się na opisywaną konstrukcję pod kątem organizacji kabli wydaje się, że NZXT funduje downgrade w stosunku do H710. W trakcie składnia przekonamy się jednak, że H7 od swoich poprzedników jest dużo bardziej elastyczna, jeśli idzie o komfort zagospodarowania przewodami.
Szkło na froncie a przepływ powietrza
Zabudowany front to jednak nie jest to, co pecetowe tygryski lubią najbardziej. Efekt wizualny trzech wentylatorów za przyciemnianym hartowanym szkłem robi dobre wrażenie, ale odnotowane temperatury mówią nam jasno, że high-endowe podzespoły nie będą mieć lekkiego życia w Elitce. W moim przypadku wcale nie miałem jakiś prądożernych podzespołów – ot podkręcony do 4.9GHz i5‑10600K, chłodzony przez Krakena X73, a pod nimi gościł RTX 3060.
Jak testowałem obudowę? Prędkość obrotów wentylatorów chłodzenia ustawiłem na 50% (daje to 980 RPM) i podobnie postąpiłem z pompą (1570 RPM). Wentylatory obudowy (łącznie 4x 140 mm) skręciłem na stałe 25%, co daje nam 710 RPM. Pomiary wykonywałem w IDLE (spoczynek) oraz pod pełnym obciążeniem, gdzie jednocześnie odpaliłem CinebenchR23 oraz FurMark. Tabela dzieli się na dwie sekcje: zdjęte wszystkie panele i filtry oraz kompletnie złożona obudowa.
Specyfikacja komputera wyglądała następująco:
- CPU: i5-10600K @4.9GHZ 1.300V
- Chłodzenie: NZXT Kraken X73 RGB
- Płyta główna: NZXT N7 Z590
- RAM: 16GB DDR4 3200MHz Corsair Vengeance
- GPU: Inno3D RTX 3060
- SSD: WD Blue 1T SATA M.2
- PSU: NZXT C1000 Gold
Rezultaty pomiarów:
Naprawdę dobra obudowa musi charakteryzować się tym, że temperatury podzespołów są równe lub niższe względem tego, co można osiągnąć na otwartym test benchu. W spoczynku, gdzie podzespoły pracowały na jałowym biegu, temperatury są w porządku. Delikatny powiew wentylatorów z przodu i góry pozwolił odrobinę zbić temperatury.
Pod obciążeniem wyniki karty graficznej wyglądają przyzwoicie z dwóch powodów: cechuje się ona niskim apetytem na prąd i mimo wszystko znajdowała się blisko wentylatorów z przodu. Procesor? Różnica do dziesięciu stopni na sześciordzeniowej konstrukcji to całkiem sporo. Pomyślcie, co by się stało gdyby w środku zamontować 12. lub 13. generację Intela w postaci i7 albo i9. Komputer w spoczynku charakteryzował się głośnością poniżej 30 dB a pod obciążeniem nieco 32 dB. Jest to rezultat manualnego ustawienia krzywej wentylatorów w odniesieniu do zasadniczo niezbyt wymagających podzespołów.
Postanowiłem zbić bardziej temperatury podkręcając wentylatory obudowy do 50%. W ten sposób chciałem symulować obecność części wymagających od chłodzenia większego nakładu pracy. W takim scenariuszu w pełni zabudowana konstrukcja zaczęła się dosłownie mścić. Głośność PC dobiła do 41 dB. A czy było to warte zachodu? Temperatura na procesorze spadła o 4 stopnie a na karcie graficznej praktycznie w ogóle, co samo w sobie jest dość dziwne.
Podsumowanie
NZXT z uporem maniaka w swoich topowych obudowach Elite montuje jednolite panele ze szkła. Zresztą nie on jeden, bo takie konstrukcje ma także np. Corsair. No, ale jaki jest tego rezultat? A no taki, że NZXT H7 Elite to naprawdę ładna obudowa, szczególnie w czarnej wersji (dostępny jest także wariant biały). Problem w tym, że efekt wizualny bierze górę nad wymiarem praktycznym w postaci temperatur i akustyki.
Moje szczęście, że zamontowane podzespoły nie wymagały dodatkowych nakładów chodzenia. Ale umówmy się, że nikt nie kupuje obudowy za tysiąc złotych do średnio-pułkowych podzespołów.
H7 Elite niebyła by moim wyborem, gdybym miał złożyć high-endowy PC do pracy z wymagającymi aplikacjami albo bezkompromisową stację dla gracza. Pod tym względem H7 Flow jest dużo bardziej udaną, wartą polecenia konstrukcją. Zaoszczędzony pieniądz (prawie 300 zł) można dołożyć do podzespołów, które faktycznie przełożą się na ogólną sprawność komputera.