Fuji S9600 — „musisz umieć"
Mój poprzedni wpis o Starszej konstrukcji lustrzanki olympusa spotkał się z falą krytyki. Jednak obiecałem napisać o Fuji S9600, którego nabyłem niedawno, więc piszę.
Aparat miał premierę w 2006 roku w naszym pięknym kraju. Miałem wtedy Fuji S5600, a na tego patrzyłem z zazdrością. Kosztował wtedy od 1800zł wzwyż. Moja studencka "pensja" pozwalała mi patrzeć, ale nie dotknąć. Obecnie już pracuję, a aparat można nabyć już za 300zł. Ja za swój dałem 400 i zdążyłem nacykać z nim już ponad pół tysiąca zdjęć.
Co mogę o nim powiedzieć? Na dzisiejsze standardy jest raczej bardzo słabym sprzętem, a często mam wrażenie, że moja małpka kupiona w media markt rok temu robi lepsze fotki. Cóż, nie ma co porównywać nową konstrukcję ze starą. Fuji ma jednak dużo atutów których próżno szukać w nowych aparatach. Ale pokolei.
Bardzo podobają mi się pierścienie na obiektywie. Jeden do zooma, drugi do ustawiania ostrości. Od ogniskowej jest dość spory i nie trzeba patrzeć na obiektyw. Od razu sam pod rękę podchodzi. Gorzej z tym drugim. Już tak łatwo nie da się go wyczuć i czasem trzeba trochę poszukać. Za to ustawienia jednego i drugiego są bardzo precyzyjne. Da się idealnie ustawić je tak jak chcemy. Tego niestety nie da się zrobić przy sterowaniu silnikowym. ogniskowej tak dokładnie ustawić się nie da, a i z ostrością bywa różnie.
Aparat wyposażono w bardzo wiele przycisków, przełączników i pokręteł. Jednak ich umiejscowienie jest dobre i intuicyjne. Prawa ręka od razu ustawia się tak jak trzeba. Palec wskazujący sam ląduje na spuście migawki. Ale to nie jego jedyne zadanie. Obsługuje również przycisk ekspozycji, trybu lampy błyskowej oraz zdjęć seryjnych. Jego zadaniem jest też tryb pracy aparatu -> robienie zdjęć, wyświetlanie zdjęć i wyłączenie aparatu.
Drugi bardzo ważny palec to kciuk. Jego zadaniem jest obsługa programów tematycznych, pokrętła ustawień ekspozycji oraz całego panelu tylnego. A na nim jest co robić. Umieszczono tam pokrętło pomiaru (punktowy, całościowy i automatyczny). Jego jednak jednym palcem nie przełączymy. Działą dosyć topornie i ciężko, a mały rozmiar sprawia, że palec po prostu się po nim ślizga zamiast go obrócić. Wewnątrz pierścienia jest przycisk blokady ekspozycji. Przydatna funkcja, choć dosyć niefortunnie umieszczona koło wizjera. Przez co jak patrzymy przez wizjer możemy wydłubać sobie oko. Poniżej przeącznik wizjer/wyświetlacz a tuż pod nim przycisk do powiększenia fragmentu zdjęcia w celu lepszego ustawienia ostrości. Przydatna funkcja, choć ciężko z tego korzystać. Powiększenie samo w sobie jest bardzo niewyraźne. Dalej magiczny przycisk F który w trybie robienia zdjęć pozwala ustawić rozdzielczość robionych zdjęć (nie wiem co prawda po co ta funkcja aż tak łatwo dostępna, ale jest. Niestety zapomniano o formacie RAV i aby go włączyć trzeba się przegrzebać przez szereg menu i podmenu. Ustawimy tam też balans bieli i tryb koloru (do wyboru standardowy, wyostrzenie koloru i czarno-biały). Dalej jest przycisk wejścia do menu wraz z przyciskami nawigacyjnymi i przycisk cofania/anulowania.
Na pochwałę zasługuje rozwiązanie wyboru trybów programów tematycznych. Nie musimy odrywać wzroku od wizjera, czy wyświetlacza, aby ustawić odpowiedni program. Podczas przełączania pojawia się animacja ukazująca jaki program ustawiamy. Świetna sprawa. Mi to przypadło do gustu.
Druga ręka obsługuje obiektyw. A więc pierścienie, 3 przyciski i jeden przełącznik. Za jej pomocą ustawimy ostrość oraz ogniskową. Pozostają 3 magiczne przyciski. Mamy więc przycisk info, którego naciśnięcie przełącza różne informacje na ekranie. I dalej ciekawa rzecz - tryb pracy autofocus. Mamy możliwości ustawienia ciągłości, automatycznego i manualnego ustawienia ostrości. Bardzo przyjemnie i przemyślanie jest to zrobione. Jest to przełącznik w środku którego umieszczono przycisk wstępnego pomiaru ostrości. A więc gdy ustawimy się na tryb manualny nie musimy kręcić pierścieniem kilkanaście obrotów zanim łaskawie znajdziemy odpowiedni punkt. Możemy wcisnąć przycisk a wówczas aparat ustawi nam ostrość jak to się dzieje w przypadku automatycznym i dopiero wtedy możemy ustawić ją według własnego uznania. Idealne rozwiązanie dla mnie. Ustawienie w tryb manualny z możliwością automatycznego wywołania ostrości.
F 8.0 ISO=400 czas 5S 32,7mm bez flash
Pod tymi bajerami przycisk makro. Można by się przyczepić że dość dziwnie położony, ale podczas pracy okazuje się że wręcz idealnie. Nie musimy się odrywać od wizjera, czy monitora aby go znaleźć. Przesuwamy odpowiednio palec i mamy makro pod ręką. Do wyboru 3 tryby pracy 1 - wyłączony, czyli normalny pomiar ostrości i odległości 2 - makro łapiące od 50cm do 3m z możliwością użycia zoom. 3 - supermakro generalnie działające od 0 cm. Czyli dotykamy do obiektywu a on i tak nam złapie ostrość. Producent podaje od 1cm, ale i od 0cm nie ma problemu. W tym trybie nie możemy używać zooma.
Bardzo przydatną rzeczą jest gwint na obiektywie. Pozwala zamontować różne soczewki, co w trybie makro daje naprwdę niezłe rezultaty. Posiadam 4 soczewki (X1, X2, X4 i X10). Generanie daje to możliwości zrobienia zdjęcia konikom polnym. Jednak przy soczewkach głębia ostrości jest na rpawdę minimalna i trzeba się czasem napocić aby ustawić ostrość odpowiednio. Koniki polne nie mają tendencji do czekania aż im się zrobi zdjęcie, co znacznie utrudnia sprawę.
Aparat działa na zwykłych paluszkach. Tzn nie takich zwykłych. Aby działał dobrze potrzbuje dobrych, markowych baterii. Na jakiś noname zrobimy z 10‑20 zdjęć po czym na wyświetlaczu wywali się ikonka czerwonej baterii i aparat się wyłączy. Podobnie z akumulatorkami - na dobrych (u mnie sanyo 1900mAh) zrobimy około 300, 400 zdjęć. Na tych z kiosku za 5 zł nie dociągniemy do 50. Nie wiem skąd taka rozbieżność, ale tak ten aparat działa.
Co mi się bardzo w nim jeszcze spodobało to dekielek. Nie dość że jest na sznureczku, to producent na pasku umieścił specjalny zaczep na którym możemy przymocować dekielek co by nam nie majtał się podczas robienia fotek.
F 4.7 ISO=400 czas 5 1/10s 17mm bez flash
F 8.0 ISO=1600 czas 1/70s 6,2mm bez flash
A teraz przejdźmy do zdjęć. Tryb makro już opisałem, ale na tym nie kończy się focenie. Aparat nie posiada stabilizacji, choć ma tryb antyblur, czy jakoś tak. Rozwiązane jest to programowo. Aparat ustawia ekspozycję tak, aby zdjęcia były jak najmniej poruszone. I działa to tylko w teorii. W praktyce nie działa wcale. Przy nawet odrobinę gorszych warunkach na zdjęcie nieporuszone nie mamy szans. W pomieszczeniach o zdjęciach bez lampy możemy zapomnieć. O dziwo da się tym aparatem zrobić zdjęcie nocne z ręki. Niestety dużym kosztem. Musimy ustawić najwyższe ISO, któ©e w tym przypadku wynosi 1600. Wszystko fajnie, ale... przy ISO 400 już pojawiają się szumy i to dość spore. Na ISO 800 musimy się przyjrzeć, aby zobaczyć co jest na zdjęciu. ISO 1600 nie nadaje się do użytku prawie wcale. Kredkami świecowymi jesteśmy w stanie zrobić lepsze zdjęcie. Cóz, w tej materii Fuji się nie popisał, ale pamiętajmy że mamy do czynienia z wiekowym już sprzętem. Choć S5600 wypadał dużo lepiej. Miał co prawda ISO tylko do 800, ale szumy na tym nie były aż tak wyraźne i denerwujące. Uroki matryc CCD. Co zrobić.
img=foto9
W plenerze jednak aparat jest świetny. Może nie zrobimy zdjęcia rowerzystom, czy ptakom, bo wszystko wyjdzie rozmazane, jednak do fotografii miasta, budynków, ulic, parków i wszystkiego tego co raczej nie przemieszcza się w normalnych warunkach aparat jest idealny.
Bardzo podoba mi się odwzorowanie głębi ostrości. O ile pierwszy plan jest ostry, bo taki ma być o tyle wszystko za nim jest w dość fajny sposób rozmyte. kolory są świetnie, a ustawić się ekspozycje da tak, że albo zobaczymy co jest na drugim planie, albo możemy to dość dobrze ukryć. Nie spotkałem się z czymś takim w żadnym innym aparacie. Uwidocznienie obiektu fotografowanego jest super. Ale drugi plan sprawia, że zdjęcie jest na prawdę warte uwagi. Jak dla mnie idealne. Pewnych rzeczy nie udało mi się osiągnąć nawet lustrzanką. O dziwo, drugi plan nie musi być nawet specjalnie kontrastowy. Aparat zrobi zdjęcie tak, że np żółty obiekt pierwszy świetnie się uwidoczni nawet na żółtym tle. Pod tym względem dla mnie fenomen. W Fuji S5600 było tak samo. Tu się należą pokłony dla producenta. Ja jestem pod wrażeniem.
Cóż mogę napisać o aparacie słowem podsumowania? Aparat od nas wymaga i to dużo. Na prawdę trzeba się napocić aby zrobić dobre zdjęcie. Stabilizacja by się bardzo przydała, jednak da się bez tego żyć. Ogrom możliwości ustawień pozwala się pobawić aparatem. Jednak musimy na prawdę precyzyjnie poustawiać wszystko aby osiągnąć pożądany efekt. Wbrew pozorom mój olympus E510 nie wymagał aż tyle. Czasem wystarczyło ją po prostu wziąć i w trybie manualnym w jednych ustawieniach zrobić zdjęcia w różnych warunkach. Z Fuji to nie wyjdzie. Do każdego zdjęcia trzeba się pobawić, coś przestawić, coś dodać, a czegoś odjąć. Robimy zdjęcie np budynku, odwracamy się i... znowu kółkiem ekspozycji to w lewo to w prawo aby ustawić inne parametry. W olympus robię zdjęcie bloku np, odwracam się i po prostu robię zdjęcie kamienicy po drugiej stronie ulicy. I oba budynki na zdjęciu wychodzą. Z Fuji tak dobrze nie będzie. W pomieszczaniach również, raczej o bawiących się dzieciach bez lampy zapomnijmy. To brak stabilizacji. Poza tym włączając lampę musimy pobawić się trochę przysłoną, prędkościami migawek i tego wszystkiego, bo pasek ekspozycji nam nic nie powie. Ustawiamy konkretne parametry i jest ok... bez lampy. Włączamy lampę i pasek ekspozycji się nie zmieni. pozostaje nasza zabawa. A z lampą zewnętrzną jest jeszcze gorzej. Apropo lampy - plus dla fuji za złącze synchronizacji lampy. Dzięki temu możemy podłączyć lampę nawet ze starego zenita, czego np w Olympusie nie zrobimy. Tam mamy sterowanie lampą tylko za pomocą gorącej stopki. W Fuji zarówno za pomocą złącza, jak i za pomocą stopki. Super sprawa. W końcu mogłem użyć mojej starej lampy od zenita. Denerwuje mnie w aparacie jeszcze wspomaganie autofocusa. Zielone plamki na fotografowanym obiekcie podczas ustawiania ostrości są fajne, ale... fotografowanym obiektom się to wcale nie podoba. Dość mocno oślepia. Da się to wyłączyć w opcjach jednak kosztem szybkości i dokładności autofocusa. A szkoda. S5600 miał doświetlanie słabsze i równie skuteczne, a Olympus nie potrzebuje tego wcale. To duży minus... Na dyskrecje podczas focenia nie ma szans, bo wspomaganie AF niszczy wiele zdjęć. To tyle jeśli chodzi o leciwego już S9600. Mimo wad uważam, że to był dobry zakup. Jak ktoś się nauczy robić zdjęcia tym aparatem zrobi je chyba każdym. :)