Retromaniak: Electro Body, czyli Wiedźmin dawnych lat
24.09.2017 | aktual.: 25.09.2017 09:23
Polskie gry podbiją Świat. Wiedźmin, Call of Juarez, Dead Island, Dying Light, Bulletstorm, Painkiller, Sniper: Ghost Warrior, This War of Mine, Two Worlds... Można by pomyśleć, że tak było zawsze. Jednak jeszcze ćwierć wieku temu żadną potęgą w tworzeniu gier nie byliśmy, polskie gry dopiero raczkowały. Pierwszym tytułem dla PC, który jakoś szerzej zaistniał na światowych rynkach była gra Electro Body firmy X Land Computer Games. Była to zarazem pierwsza oryginalna gra którą kupiłem za pieniądze odłożone z "miesięczniówki".
Był 1992 rok, okres dynamicznego tworzenia się wolnorynkowej gospodarki, po wielu latach socjalizmu, jedynej słusznej partii, centralnego sterowania, państwowych przedsiębiorstw produkujących mierne wyroby i - przede wszystkim - po wielu latach poczucia totalnej beznadziei i wykluczenia z zachodnioeuropejskiej wspólnoty. Wówczas naprawdę wstawaliśmy z kolan, świat stawał otworem, wszędzie tworzyły się nowe firmy, a na sklepowych półkach nie gościł już tylko ocet i musztarda.
Na fali tej euforii nastąpił także wybuch komputeryzacji, każdy chciał mieć w domu komputer. Byliśmy jednak nadal biedni jak myszy kościelne, więc praktycznie nikt nie korzystał z licencjonowanego oprogramowania, nie posiadał oryginalnych gier. Prawo zresztą tego nie zabraniało (ustawa o prawach autorskich weszła w życie dopiero w 1994 roku). W sklepach komputerowych można było kupić komputery, monitory, drukarki, akcesoria, komponenty, ale takiego oprogramowania praktycznie nikt nawet nie sprzedawał (co najwyżej system DOS albo jakieś programy do fakturowania). Wszyscy korzystali z "piratów" po które jeździło się na giełdę komputerową, kupowało w jednym z punktów na mieście lub kopiowało od kolegów.
Ten wstęp jest niezbędny aby zrozumieć na co porwał się pomysłodawca X Land Computer Games, Marek Kubowicz. Żeby w tamtych czasach otwierać firmę wydającą komercyjne gry trzeba było być trochę niespełna rozumu ;)
Marek Kubowicz był współzałożycielem krakowskiej firmy komputerowej Doctor Q. Pracowali w niej Janusz Pelc i Maciej Miąsik, Kubowicz zaangażował ich do swojego nowego projektu. Pelc był już wówczas osobą rozpoznawalną wśród graczy, w 1989 roku, tuż po maturze, wspólnie z kolegą Tomaszem Pazdanem założył Laboratorium Komputerowe Avalon (istniejące zresztą do dziś, ale w innym składzie osobowym). Stworzył tam grę Robbo dla Atari XL/XE, która często uznawana jest za najlepszą polską produkcję dla 8‑bitowych Atari. Gra cieszyła się olbrzymią popularnością, ale przez powszechne piractwo nie przełożyła się na sukces finansowy. To pokazywało przed jakim wyzwaniem stanął Kubowicz ze swoim pomysłem.
Janusz Pelc w LK Avalon stworzył jeszcze jedną ważną grę - Misja. Stała się ona luźnym pierwowzorem Electro Body, pierwszego tytułu wydanego przez X Land Computer Games.
Electro Body było na pierwszy rzut oka zwykłą platformówką, ale gra miała kilka wyróżników. Przede wszystkim jak na tamte czasy wyróżniała się fantastyczną muzyką. Na początku lat 90. to nie było wcale takie oczywiste. Większość gier wydawała z siebie jedynie popiskiwania z rachitycznego bzyczka, w jaki wyposażony był każdy komputer klasy PC. Lepsze gry odgrywały trochę bardziej znośne dźwięki poprzez karty muzyczne AdLib lub Sound Blaster, te były jednak poza zasięgiem cenowym zwykłego śmiertelnika. Ćwierć wieku temu w Polsce niezwykle popularnym wynalazkiem był natomiast Covox, prosty przetwornik DAC wytwarzany w garażowych warunkach, podłączany do portu drukarki. Mało która gra obsługiwała jednak Covoksa, jednym z takich wyjątków było właśnie Electro Body.
Pamiętam, że pierwsze uruchomienie Electro Body z dźwiękiem było dla mnie totalnym szokiem. Tego typu muzyki można było posłuchać z kaset, ewentualnie w grach/demach na Amidze, ale na PC? To był naprawdę ewenement.
Muzyka odgrywała nieprzypadkowo kluczową rolę w tej grze. Zarówno Janusz Pelc, jak i Maciej Miąsik byli wielkimi fanami nurtu EBM (Electro Body Music), stąd zresztą pomysł na tytuł gry. Muzykę skomponował Daniel Kleczyński i była ona tak dobra, że znalazła się na kasecie magnetofonowej dołączanej w pudełku wraz z grą. Miał to być bonus dla osób, które kupowały oryginalne wydanie, a także ukłon w stronę osób, które nie posiadały kart muzycznych lub Covoksa.
Nie tylko muzyka była jednak atutem Electro Body. Gra oferowała także całkiem ładną grafikę, szeroką kompatybilność z kartami graficznymi (od Herculesa przez CGA, EGA, aż do VGA) oraz niełatwą rozgrywkę. Po latach okazuje się, że przejście tej gry do końca wcale nie było takie proste (mnie ta sztuka się nie udała ;)
Gra zadebiutowała w lutym 1992 roku i była wydana w pełni profesjonalnie (a w tamtych latach było to nie lada wyzwanie). Pudełko z grubego kartonu, instrukcja obsługi, dwie dyskietki 5,25" oraz kaseta magnetofonowa ze wspomnianą muzyką (moja niestety zaginęła). Ponoć folia na pierwszych egzemplarzach była zgrzewana żelazkiem i tosterem, bo w kraju nie było jeszcze odpowiednich do tego celu urządzeń ;). Nie ustrzeżono się przed błędami - zdjęcia gry uruchomionej na kartach graficznych CGA i EGA są zamienione pomiędzy sobą.
Swój egzemplarz kupiłem krótko po premierze - jakoś wiosną '92 w salonie komputerowym KEN we Wrocławiu przy ul. Oławskiej. Nie pamiętam ile wówczas kosztowała gra, ale musiał być to spory wydatek, bo długo się zastanawiałem nad zakupem przeliczając wątłe środki z miesięczniówki. W klasie byłem zresztą jedynym posiadaczem oryginalnej gry, choć zdecydowanie nie zaliczałem się do grona krezusów, a wręcz przeciwnie.
Kompilacja atutów Electro Body spowodowała, że gra szybko zaczęła być sprzedawana za granicą. Najpierw w Niemczech, trochę bazarowymi metodami (przy pomocy znajomych Marka Kubowicza), później w Wielkiej Brytanii, aż w końcu trafiła nawet do Stanów Zjednoczonych pod szyldem Epic MegaGames (wydawca m.in. późniejszej serii Unreal). Amerykańska edycja nosiła nazwę Electro Man i posiadała nieco zmienioną grafikę. To było wydarzenie - polska gra sprzedawana w USA! Sukces naprawdę na miarę Wiedźmina.
W 2006 roku gra Electro Man została udostępniona za darmo (można ją pobrać z katalogu dobrychprogramów ). W 2014 roku, na 22 rocznicę, firma IQ Publishing wydała jubileuszową edycję ze ścieżką dźwiękową na CD - egzemplarz oczywiście zakupiłem.
Firma X Land Computer Games wydała jeszcze kilka innych gier m.in. Heartlight oraz Adventures of Robbo (Robbo w wersji na PC), z jeszcze lepszą muzyką niż w Electro Body. W drugiej połowie lat 90‑tych odeszła jednak w niepamięć. Losy twórców sukcesu Electro Body potoczyły się różnymi ścieżkami. Marek Kubowicz jest aktualnie konsultantem w firmie CCSoft. Maciej Miąsik przez kilka lat pracował w CD Projekt RED (był m.in. szefem produkcji pierwszego Wiedźmina), a teraz posiada małe studio Pixel Crow, które stworzyło grę Beat Cop, wydaną w tym roku przez Techland. Daniel Kleczyński był kompozytorem, producentem lub sound designerem muzyki i efektów dla wielu innych gier (m.in. Schizm, Wiedźmin 1 i 2, Hard Reset), współtworzy także grupę muzyczną Fading Colours. Janusz Pelc przez kilka lat był wiceprezesem DreamLabu (spółki-córki Onetu odpowiedzialnej za technologiczną stronę portalu), obecne jego losy nie są mi znane...
Muzyki z Electro Body oraz innych tytułów X Landu można posłuchać w jednym ze wpisów blogowych Macieja Miąsika.