Chromebook na co dzień — część 2 Chrome OS
Komputer to nie tylko sprzęt, ale i system pod jakim ma on pracować, umożliwiając użytkownikowi realizację zadań. Chrome OS jest jednym z najmłodszych i chyba jednym z bardziej kontrowersyjnych systemów operacyjnych przeznaczonych na komputery.
Pierwsze informacje na temat prac Google nad własnym systemem operacyjnym pojawiły się już 7 czerwca 2009 roku i wzbudziły one tyle samo zainteresowania co krytyki. Powodem krytyki był głównie fakt, iż cały system zbudowany jest wokół przeglądarki Google Chrome, a działanie komputera jest mocno lub niemal całkowicie powiązane z dostępem do internetu. Google zupełnie nie zgadzało się krytyką twierdząc, że do nowego systemu operacyjnego zachęci - Szybkość, Prostota, Bezpieczeństwo. A jak jest naprawdę?
Odtworzenie
Każda zmiana systemu operacyjnego, nie ważne czy jest on na naszym komputerze, czy też jest powiązany z jakimś konkretnym sprzętem - tabletem czy telefonem, wymaga zmiany przyzwyczajeń użytkownika. Nie inaczej jest i w przypadku Chrome OS, ale na szczęście nie zawsze wszystko postawione jest na głowie.
Zanim komputer do mnie dotarł, postanowiłem przygotować się do tego faktu, czytając co nie co w necie (jest nieco mniej niż bym chciał) oraz przygotować sobie wszystko co niezbędne do dokładnego wyczyszczenia komputera i jego pierwszego uruchomienia. Postanowiłem utworzyć sobie pendrive recovery. Tu moja pierwsza pochwała dla Google, albowiem procedura odtwarzania Chromebooka napisana została krótko i przejrzyście, a wszystko co niezbędne możemy przygotować na komputerze na którym da się uruchomić przeglądarkę Chrome OS. Już po kilku minutach posiadałem odpowiednio przygotowanego pendrive'a z którego skorzystałem natychmiast jak komputer dostał się w moje ręce. Po uruchomieniu komputera w trybie Recovery (uruchomienie z klawiszami Esc + Odśwież) pierwsze moje zaskoczenie - pendrive w trybie recovery musi być umieszczony w wolnejszym porcie USB 2.0. Dlaczego? Przecież komputer posiada szybszy port USB 3.0!
Na szczęście po przełączeniu szybkiego pendrive do portu USB, wszystko potoczyło się zgodnie z oczekiwaniem i już po 4 minutach i 50 sekundach komputer gotowy był do pracy. Podałem jeszcze swój login do konta na gmail i mogłem rozpocząć swoją przygodę z Chromebookiem.
Pierwsze wrażenie
Zazwyczaj pierwsze wrażenie z użytkownika wynikające z kontaktu z nowym sprzętem to wrażenia wizualne i wrażenia związane z prędkością jego pracy. Chrome OS wydał mi się elegancki, przejrzysty i dosyć żwawy. System nie posiada żadnych, zbędnych wodotrysków. Czysty desktop i półka w dolnej części ekranu, na której mamy skrót do kilku aplikacji. Półka nie posiada wielkich możliwości konfiguracji, można włączyć jej autoukrywanie, lub przenieść na jedną z bocznych krawędzi ekranu. Do półki można przypinać aplikacje z których korzystamy najczęściej. W miejscu w którym użytkownicy Windows spodziewaliby się menu Start, jest przycisk pełniący wyszukiwania, umożliwiający nie tylko wyszukiwanie treści za pomocą Google, ale także dostęp do wszystkich aplikacji zainstalowanych na Chromebooku.
Na prawej krawędzi półki znajduje się pole zawierające powiadomienia (zarówno systemowe jak i te, pochodzące z aplikacji), oraz dostęp do menu konfiguracji. Użytkownik ma możliwość zdefiniowania, które z programów mogą nam wysyłać powiadomienia oraz można je wyłączyć jeśli przeszkadzają w pracy. Podręczne menu konfiguracji zawiera tylko możliwość wyboru sieci, regulacji dźwięku czy włączenia bluetooth. Jeśli użytkownik zapragnie nieco więcej pozmieniać w swoim komputerze, musi sięgnąć nieco głębiej.
Menu konfiguracji Chrome OS to w mojej ocenie jeden z najsłabszych elementów. Nie przeszkadza mi to, że otwiera się jako karta przeglądarki ale to, że jest trochę mało czytelne. Można uznać to za kwestię przyzwyczajeń, ale większość współczesnych systemów operuje na ikonach lub grupach ikon powiązanych z konkretnymi ustawieniami parametrów pracy komputera lub oprogramowania. Chrome OS udostępnia nam jedynie listę prostą i zaawansowaną, zmuszając do "poszukiwań" odpowiedniej funkcji. Przypuszczam, że po pewnym czasie będę wiedział gdzie szukać konkretnych ustawień, ale wymaga to trochę czasu, ale "kopanie" po ustawieniach na szczęście nie jest czynnością, którą robimy kilka razy dziennie. Kolejną wadą ustawień jest to, że brak w nich kilku, naprawdę potrzebnych opcji. Chcecie ustawić zarządzanie energią, usypianie komputera i tym podobne parametry ? Nie z tego, nie ma takiej opcji. A może parametry urządzeń zewnętrznych jakie podłączycie do portów USB? Zapomnijcie. Musicie zdać się na to, co Google przewidziało albo i nie. Ale o urządzeniach nieco później. Tak czy inaczej, posiadacz Chromebooka musi pogodzić się z faktem, że nie będzie miał wpływu na wszystkie parametry związane z pracą komputera czy też podpiętych do niego urządzeń. Koniec i kropka.
Desktop komputera to zupełnie inna historia, sprawiająca na początku naprawdę sporo problemów związanych z przyzwyczajeniami. Użytkownicy Windows czy OS X często korzystają z możliwości przetrzymywania najbardziej potrzebnych plików na desktopie swojego komputera. Wynika to zazwyczaj z możliwości szybkiego do nich dostępu, odłożenia rzeczy ważnych w bardziej widoczne miejsce, wygody, bo łatwiej coś przeciągnąć, lenistwa lub innych powodów. Niektórzy nad tym panują inni nie. Jeśli chodzi o mnie, to tylko dwa miejsca na moim komputerze są pełne chaosu - Desktop i katalog Pobrane. Katalog pobrane staram się okresowo porządkować, a Desktop porządkuję wówczas, gdy przestaję się na nim znajdować to co powinno. Chrome OS nie umożliwia przechowywania niczego na desktopie. To olbrzymi kawał powierzchni na której nic nie ma i nie będzie. Jedyną przyjemnością z posiadania desktopu jest możliwość zmieniania sobie tapetek, w których też trochę przekombinowano.
W większości znanych mi systemów, można w prosty sposób zmienić tapetę desktopu i nie inaczej jest w Chrome OS. Google zresztą dało całkiem pokaźną kolekcję ładnych tapet. Rzecz w tym, że dodanie tapet nie pochodzących od google jest nieco mało logiczne. Musimy taką tapetę ściągnąć na komputer (np skopiować z pendrive czy z netu), wskazać ją, dodać do katalogu z tapetami, a następnie wskazać jako tapetę. Czy nie można tego zrobić zaraz po ściągnięciu na komputer? Np. tak jak ma to miejsce w OS X - ustaw jak tło desktopu i tyle?
Aplikacje
W zasadzie słowo aplikacje nie bardzo pasuje do tego, co instalujemy pod Chrome OS. Główną aplikacją pozostaje przeglądarka Google Chrome i musi to być jedyna i słuszna przeglądarka pod Chrome OS. Miłośnicy Opery, Firefoxa i innych przeglądarek zewnętrznych - idźcie sobie, nic tu dla siebie nie znajdziecie. Nie będę tu opisywał przeglądarki Chrome bo każdy ją zna, a jak nie zna to łatwo może poznać. Rzecz w tym, że wokół niej kręci się cały system Chrome OS. Wszystkie aplikacje jakie pobierzemy z Chrome Web Store (to jedyne źródło oprogramowania) występują w postaci wtyczek, witryn czy też rozszerzeń funkcjonalności przeglądarki Chrome. Nie ma tu programów działających w swoim własnym środowisku. Albo Chrome, albo nic. Kompletną nieprawdą natomiast jest, że wszystkie aplikacje muszą mieć dostęp do sieci i nie działają offline. Owszem, większość oprogramowania lubi mieć dostęp do sieci, jednak często nie jest to niezbędne do pracy.
Chrome OS to nie jest system dla każdego i wielu osobom może on krępować możliwości pracy. Tu wyjaśnię do czego służy mi komputer przenośny (do tej pory MacBook Pro mid. 2010). Wymagam, aby komputer byłe lekki i poręczny, tak bym mógł go zawsze zabrać ze sobą. Dlatego też zdecydowałem się na 13" MacBooka ale przyznam, że mój poprzedni MacBooka Air 13" sprawdzał się w tej dziedzinie dużo lepiej. Chromebook w tą potrzebę wkomponował się idealnie (podobnie jak MacBook 12, ale cena nie czyni cudów). Komputer przenośny nie musi być bardzo wydajny (w końcu mam w domu iMaca), ale musi umożliwić mi płynną i wygodną pracę w necie (www, komunikacja, bankowość internetowa, poczta... dużo poczty). Czasem w wolnych chwilach lubię zapisywać swoje myśli, czy w oczekiwaniu na klienta pisać choćby fragment tekstu na blog który czytacie lub dokumenty niezbędne do pracy. Muszę mieć dostęp do kilku miejsc w sieci, gdzie mam rozmaite, niezbędne dla mnie dane. Czasem muszę komuś pokazać zdjęcia, prezentacje lub takie zdjęcia przygotować. Przy pracy często towarzyszy mi muzyka. Cenię OS X za to, że wyciągając z pudełka komputer, dostaję od razu wszelkie narzędzia umożliwiające mi realizację codziennych zadań mobilnych. Jedyną aplikacją jaką musiałem dokupić do OS X jest Pixelmator, którym lubię poprawiać sobie zdjęcia czy grafikę.
Otwierając Chromebooka oczekiwałem podobnej sytuacji, że otrzymam narzędzie gotowe do pracy. Google udostępnia swój pakiet biurowy Dokumenty Google, który powinien wystarczać do podstawowej pracy biurowej. Wspomniany pakiet składający się głównie z edytora tekstu, arkusza kalkulacyjnego i programu do tworzenia prezentacji, daje swoistą namiastkę pakietu MS Office, tyle że działa on w chmurze choć ma możliwość pracy offline. Ciężko mówić o konkurencyjności propozycji Google w zakresie pracy biurowej. Pakiet Google ma swoje wady i zalety i do podstawowej pracy powinien wystarczyć. Jednak w dziedzinie sieciowych pakietów biurowych, Google nie jest jedynym graczem. Osoby zakochane na zabój w Microsoft Office mogą bez problemów skorzystać z jego sieciowej wersji, natomiast dla miłośników pakietu biurowego by Apple, ciągle dostępny jest Pages, Number i Keynote w wersji sieciowej. I choć po zalogowaniu do iCloud Apple uprzedza, że przeglądarka Chrome nie zapewnia pełnej zgodności z iCloud, problemów w jego działaniu nie zauważyłem.
Powiedzmy, że kwestie zadań biurowych mamy w jakiś sposób rozwiązaną. Wspomniane powyżej propozycje może nie są idealne do pracy w biurze, jednak jako rozwiązanie mobilne sprawdzają się całkiem przyzwoicie.
A co jeśli chodzi o grafikę i zdjęcia? Sprawa nie jest prosta, choć bynajmniej nie jest beznadziejna. Na szczęście czasy, gdy każdy potrzebował (najczęściej nielegalnego) Photoshopa by przyciąć zdjęcia odchodzą, bądź odeszły do historii. Potrzeby zwykłego śmiertelnika realizują z powodzeniem tańsze i mniej wymagające aplikacje, jak choćby przywołany powyżej Pixelmator. Jeśli chodzi o Chrome OS, sztandarowymi są tu dwie aplikacje pochodzące od jednego producenta - AutoDesk. Pierwsza z nich to Pixlr Express, aplikacja do szybkiej korekty fotografii umożliwia nie tylko tak podstawowe zadania jak skalowanie czy przycięcie zdjęcia, ale umożliwia też korektę kolorów i wzbogacenia obrazu o rozmaite efekty. Jak wszystko co uruchamiamy na Chrome OS, odpala się w karcie przeglądarki, choć ma możliwość przejścia w tryb pełnoekranowy. Poprawnie realizuje pomysły jakie może mieć jej użytkownik i choć na Chromebooku jest to naprawdę dobra aplikacja, na OS X nie chciałbym z niej korzystać (a jest jej wersja). Może to kwestia przyzwyczajeń ?
Druga, nieco bardziej zaawansowana aplikacja to Pixlr Editor, będący łudząco podobny do mojego ulubionego Pixelmatora. Podobieństwo jest na tyle duże, że aż z ciekawości sprawdziłem, czy aby za tym projektem nie stoi ekipa Pixelmatora lub odwrotnie. Jednak to chyba dwa, różne projekty. Pixlr Editor umożliwia dużo bardziej zaawansowane prace z grafiką niż Pixlr Express. Jego możliwości w zupełności powinny zadowolić nawet najbardziej wymagających posiadaczy Chromebooka. Krótko mówiąc, aplikacja jak najbardziej godna polecenia. Szczególnie wygodnie się z niej korzysta, gdy przełączymy ją w tryb pełnoekranowy.
I można by powiedzieć, że pierwsze wrażenie jest pozytywne, gdyby całości nie psuł... system zarządzania plikami.
Pliki - cholera, gdzie to jest!
Używając przeglądarki na komputerach z Windows czy OS X nie zastanawiamy się nad tym, czy przeglądarka ma obsługiwać pliki, bo wiadomo że nie. Nie do tego ją stworzono. Dla każdego użytkownika komputera, praca na plikach to codzienność, oczywistość, rutyna. Kopiujemy, przenosimy, zapisujemy, kasujemy, zmieniamy nazwy, konwertujemy. Twórcy Chrome OS chyba nie bardzo chcieli pogodzić się z myślą, że użytkownik chce mieć jakieś pliki, toteż system zarządzania nimi jest początkowo zupełnie niezrozumiały dla użytkowników tradycyjnych systemów.
Jak wspominałem, Chromebook wyposażono w 16 GB pamięci eMMC w której musi zmieścić się system operacyjny i nasze aplikacje (linki i skróty). Rzecz w tym, że tego dysku zupełnie nie widać. Nie figuruje on w systemie jako dysk, nie jest widoczny jako jakaś partycja. Powierzchnia ta, z punktu widzenia użytkownika, zlewa się z miejscem na Google Drive. Wypada tu wspomnieć, że po rejestracji Chromebooka nasze miejsce na Google Drive wzrasta o 100 GB na dwa lata (daje to oszczędność około 195 zł). Ciężko mi nazwać funkcję jaką pełni pamięć eMMC - cache ? pamięć tymczasowa ? Jeśli pobierzemy z netu jakieś zdjęcie, wyląduje ono na naszym dysku w Chromebooku, ale z punktu widzenia użytkownika, nie widać czy jest on w chmurze czy na dysku. Granica między chmurą, a dyską wydaje się być bardzo płynna. Po pierwszym uruchomieniu Chromebooka miałem problem z nawigowaniem plikami. Chciałem wgrać jakąś muzykę, zdjęcia i filmy. Pomocnym okazał się systemowy menadżer - Pliki, za pomocą którego możemy poruszać się po chmurze i naszym komputerze. Możemy też do niego podpiąć Dropboxa i OneDrive, oraz serwery SMB. Niby fajnie ale funkcjonalność tego managera plików jest mocno ograniczona. Owszem, umożliwia on przenoszenie, kopiowanie i usuwanie plików. Umożliwia też kompresowanie plików (zip). Ma także funkcje wyszukiwania, sortowania i zmieniania podglądu. Potrafi dokonać formatowania pendrive'a. Niby wszystko, a jednak nie jest to najwygodniejsze narzędzie. Pliki ściągane z netu, lądują w katalogu - Pobrane Pliki. Tu także lądują nasze zrzuty ekranowe i inne efekty naszej działalności. Ok, ale tworzone dokumenty lądują już w Chmurze Google. Ok, prosta sprawa. Ale jeśli chcemy otworzyć np. zdjęcie z Dropboxa ? Raz się udaje bezpośrednio, innym razem nie. Zawsze się udaje, jeśli je najpierw zapiszemy w pobranych a później otwieramy. Trochę to dla mnie niezrozumiałe i pomieszane. Chmura Google świetnie współpracuje z Chromebookiem, przyzwoicie radzi sobie Dropbox. Niestety OneDrive Microsoftu często się rozłącza, meldując o nieaktualnym tokenie i tyle go widzieli.
Moim zdaniem system zarządzania plikami i ich strukturą może stanowić największy problem przy przesiadce z innych systemów.
Szybki, bezpieczny, prosty
Muszę przyznać, że bardzo zaimponowała prędkość uruchamiania komputera. Od momentu naciśnięcia przycisku uruchamiania komputera, do momentu zalogowania do sieci i wyświetlenia ekranu z żądaniem hasła mija od 10 do 13 sekund. Takie tempo może zaimponować, ale jeszcze bardziej imponującym jest czas wybudzenia komputera z uśpienia. Komputery z Windows zazwyczaj potrzebują kilkunastu sekund czy kilkudziesięciu sekund. MacBooki wybudzają się w kilka sekund i to właśnie one były dla mnie symbolem szybkości przechodzenia z uśpienia do trybu pracy. Przykro mi, ale Chromebook wychodzi z trybu uśpienia w niecałą sekundę. Zazwyczaj zanim klapa matrycy osiągnie pion, komputer już pyta o hasło. Kwestię wydajności w codziennej pracy poruszę przy następnym wpisie, chcę przeprowadzić jeszcze kilka testów. Jednak wspomnę, że podczas codziennego użytkowania komputer spisuje się bardzo przyzwoicie. Czasem ma delikatne przycięcia, jednak nie wiem czy wynikają one z przeciążeniem procesora, czy ze spadkiem transferów w sieci. Przeglądarka Chrome radzi sobie na nim nadspodziewanie dobrze, nawet gdy użytkownikowi zechce się mieć otwarte kilka kart. Widać, że wszystko jest sprawnie skrojone na miarę platformy na której Chrome OS ma działać.
Bezpieczeństwo to kwestia zabezpieczenia komputera przed wirusami i aktualizacji. Nie spotkałem się z antywirusem (zwalniaczem) na Chrome OS, a system aktualizacji i program aktualizacji Chromebooka zasługuje na uznanie. Komputer aktualizuje się sam. Zgodnie z informacjami Google, Chromebook co dwa lub trzy tygodnie otrzymuje drobne aktualizacje, natomiast co sześć tygodni pojawiają się aktualizacje duże (Microsoft nazwałby je krytycznymi). Po pobraniu aktualizacji pojawia się niewielka strzałeczka, zachęcająca do restartu komputera.
Użytkownik jednak może przełączyć się na dwa inne kanały aktualizacji:
- Kanał Beta
- Kanał Developerski
W kanale Beta otrzymujemy działający i funkcjonalny system, jednak mogą w nim pojawić się drobne błędy. Zawiera on drobne poprawki i udoskonalenia, które użytkownicy wersji stabilnej zobaczą przy kolejnej, dużej poprawce. Aktualizacja tego kanału odbywa się co tydzień (poprawki drobne) i co sześć tygodni (poprawki duże).
Kanał Developerski zawiera zupełnie nowe pomysły jakie mają znaleźć się w Chrome OS. Jest ona mniej stabilna niż wersja beta i może zawierać wiele błędów powodujących problemy w codziennej pracy komputera. Kanał ten otrzymuje przynajmniej jedną aktualizację tygodniowo, aż przechodzi w wersję Beta.
Jak widać, przełączenie pomiędzy kanałami nie jest szczególnie trudne. Nieco trudniejszy wydaje się powrót do wersji stabilnej, albowiem z dysku w Chromebooku (ale nie w chmurze) znikną ustawienia i pliki użytkownika, takie jak zdjęcia i dokumenty. Niemniej sam powrót do wersji stabilnej, to tylko kwestia wciśnięcia odpowiedniego guziczka.
To chyba tyle na dziś. Po 7 dniach użytkowania Chromebooka jako sprzętu mobilnego powoli przyzwyczajam się do nowej filozofii i rozwiązań Chrome OS. Ponieważ tekst ten w całości powstał na Chromebooku - da się.
A w następnej części postaram się zająć wydajnością Chrome OS i Chromebooka, a i tu mam już wiele spostrzeżeń.