Takim Cię pamiętam – część 1
18.10.2015 | aktual.: 19.10.2015 07:30
Jakiś czas temu, gdy miałem przyjemność być gościem Shakiego w cyklu "Blogger od kuchni" padło pytanie o moje początki z Apple. Pozwoliłem sobie wówczas na wspomnienie pierwszego Macintosha z jakim miałem kontakt, a wspomnienie to chyba nieco rozwinąłem w historii Macintosha Classic.
W 1990 roku los rzucił mnie do XI Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie, a rok ten był o tyle znamienny, że zaczęła się zmieniać polska edukacja. Mniej więcej właśnie w tym roku do polskiego programu nauczania trafił przedmiot o dumnej nazwie "informatyka". Oczywiście nie wszystkie szkoły były przygotowane do tej edukacyjnej rewolucji i moja nowa wówczas szkoła także nie była gotowa na informatyczną rewolucję. Nauczyciele szybciutko się doszkalali, a szkoły starały się wszelkimi sposobami stworzyć warunki do nauki tego nowego przedmiotu. Początkowo nauka w mojej szkole odbywała się na trzech komputerach:
- PC 386SX z kolorowym monitorem
- PC 286 z bursztynowym monitorem
- PC 286 z czarno białym monitorem i drukarką igłową.
Sami przyznacie, że warunki nauki informatyki nawet dla tak niewielkiej jak moja, szesnastoosobowej klasy były wręcz spartańskie. Komputery pracowały pod kontrolą DOS‑a, a jedyną atrakcją było pisanie w edytorze tekstów TAG, pisanie prostych programów w Turbo Pascalu i okazyjne granie w Prince of Persia (ale dopiero po tym, jak kolega zrobił Covoxa do jednego komputera). Całość nadzorowała młoda nauczycielka, chyba świeżo po studiach, dla której informatyka była przedmiotem wyuczonym (brak w tym było jakiejkolwiek pasji) i która co chwilę była zaskakiwana przez nas, posiadaczy 8‑bitowych Atari, Commodore, czy ZX‑Spectrum. Stąd też szybko została po cichu ochrzczona przezwiskiem "cielątko".
Sytuacja diametralnie zmieniła się wiosną 1991 roku, gdy do naszej pracowni trafiło 12 komputerów Macintosh Classic, połączonych wspólnie siecią AppleTalk w której był wspólny Apple Scanner i drukarka Apple ImageWritter LQ. Skromnie prezentowało się oprogramowanie na nasze Macintoshe, choć w porównaniu do obecnych w pracowni PC i tak było świetnie, gdyż Macintosh "out of the box" miał i tak bogatsze oprogramowanie niż PC z DOS‑em.
Komputery miały zainstalowany system Mac OS 6.0.7 (fabrycznie był instalowany na Classicu) i choć w maju 1991 roku pojawił się nowy Mac OS 7.0, nie sądzę by zagościł na naszych Classicach. Na Classicu można było znaleźć także program do rysowania - MacPaint (pamiętam, bo rysowałem na nim okładkę płyty "...and Justice for All", gra Cpt'n Magneto (którego już wspominałem), edytor tekstu MacWrite, Logo i jakaś wersja Pascala, która nieco różniła się od Turbo Pascala na PC co skutecznie uniemożliwiało nauczycielce naukę programowania w Pascalu na Macu (cóż, wiedza wyuczona).
Macintosh jaki pamiętam
Od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem, aby odtworzyć sobie takie samo stanowisko jakie miałem w szkole. Nie bez trudu znalazłem niewielką i moją ulubioną do dziś klawiaturę Apple Keyboard jaką dołączano właśnie do Macintoshy Classic. O ile pamiętam, nasze szkolne komputery miały klawiaturę w wersji angielskiej ale ja posiadam Apple Keyboard II w wersji polskiej zdecydowanie rzadziej spotykanej.
Nieco gorzej sprawa miała się myszką. Co prawda Classic wyposażony był w kanciastą myszkę Apple Desktop Bus Mouse którą produkowano przez 6 lat (była to tylko poprawiona konstrukcja pierwszej myszki Apple), ale jest ich coraz mniej na rynku i nie udało mi się jej zdobyć, choć mam obiecaną.
Myszka Apple Desktop Mouse została zaprojektowana przez Herberta Pfeifera i Stephena Pearta. Herbert Pfeifer na początku 1982 roku podjął prace nad projektem pierwszej myszki dla komputera Macintosh. Projekt miał uwzględniać założenia ergonomiczne (myszka jednoprzyciskowa, równie wygodna dla osób lewo i praworęcznych) oraz założenia związane z prostotą konstrukcji. Podczas prac nad projektem, Pfeifer wraz z innymi projektantami zajmującymi pomysłami Apple, odbył wiele spotkań podczas których prezentował im swoje kolejne wizje myszki Apple. Efektem tych spotkań było nieco ponad 20 modeli wykonanych z mydła, jednakże żaden z nich zdaniem Pfeifera nie był wystarczająco dobry.
Ostatecznie do dalszych prac wybrał dwa projekty. Jeden miał przycisk biegnący w poprzek frontowego panelu myszki oraz kabel umieszczony przy jednej z krawędzi myszki, drugi z pomysłów rozwijał już wspomniany Stephen Peart, który umieścił przewód na środku obudowy myszki, a poprzeczny przycisk zastąpił większym przyciskiem umieszczonym centralnie na środku części frontowej myszki. Myszka ta została przyjęta do produkcji i stała się fabrycznym wyposażeniem każdego komputera Apple, wyprodukowanego w latach 1987-1992.
Ponieważ nie udało mi się dotychczas zdobyć Apple Desktop Bus Mouse, muszę chwilowo zadowolić się jej drugą, nieco bardziej ergonomiczną wersją pochodzącą z pierwszych Power Macintoshy.
Niestety nie posiadam już skanera (choć miałem kiedyś Apple One Scanner) ani drukarki igłowej ImageWritter LQ. Mam za to drukarkę laserową Apple LaserWritter 300 z możliwością pracy jako drukarka sieciowa oraz bardzo zgrabną drukarkę atramentową Apple StyleWritter II, bedącą w rzeczywistości licencyjnym produktem któregoś Cannona.
Oczywiście centralnym elementem był komputer - Macintosh Classic i rozpocząłem poszukiwania odpowiedniego egzemplarza.
Pan XO
Zaprezentowany 15 stycznia 1990 roku był spadkobiercą konstrukcji pierwszego Macintosha ze wszystkimi jego zaletami i wadami (choć wiele z nich wyeliminowano). Już po premierze pierwszego Macintosha zespół inżynierów Apple rozpoczął prace nad nowym komputerem typu All‑In-One i rozpoczęto prace nad dwoma, zupełnie różnymi modelami komputera. Jeden pojawił się później jako Macintosh Plus, drugi projekt zakładał stworzenie komputera o wizualnie zbliżonej do Macintosha obudowie, mieszczącej jednak większy, bo 15" monitor i nowszy procesor. Wielkim orędownikiem wprowadzenia kosmetycznych zmian w wyglądzie Macintosha był Hartmut Esslinger - szef firmy "frogdesign", która opracowywała wizualną stronę produktów Apple od 1983 roku i pracowała tylko dla Apple (więcej o Hartmucie Esslingerze we wpisie "Apple IIc - pierwsze arcydzieło sztuki", choć o "frogdesign" to pasowałoby napisać zupełnie oddzielnie). Esslinger podejmując współpracę z Apple nie zdążył opracować stylistyki pierwszego Macintosha ponieważ "frogdesign" rozpoczęło współpracę, gdy Macintosh był już niemal gotowym produktem. Stąd też Esslinger chciał nieco "poprawić" obudowę Macintosha przy jego kolejnym modelu. Jak wspominał Stephen Peart:
Gdy Hartmud usłyszał o słabej sprzedaży pierwszego Macintosha, był zły. Nie na Jobsa, ani nie na Jeana-Louisa Gassee (po odejściu Jobsa z Apple, Gassee został szefem Macintosha) ... ale na samego siebie za to, że nie przeprojektował pierwszego Macintosha jesienią 1983 roku, gdy miał na to jeszcze szansę.
Prace nad liftingiem pierwszego Macintosha i dopasowaniem jego wyglądu do obowiązującej już w Apple stylistyki "Snow White", powierzono Bradowi Russelowi końcem 1984 roku. Brad stworzył dwa projekty, jeden ze stacją dysków umieszczoną centralnie na środku obudowy komputera, drugi projekt, nieco bliższy pierwowzorowi zakładał użycie materiałów zgodnych ze stylistyką "Snow White" (biało-beżowy, lekko porowaty plastik) oraz dopasowanie wszystkich krawędzi i zaokrągleń do wytycznych "Snow White". Dzięki takiemu zabiegowi komputer niewiele różnił się od pierwszego Macintosha, sprawiał jednak wrażenie, że to coś nowego.
Nowa koncepcja Macintosha została przyjęta, choć plastik z jakiej ją wykonano nie do końca był zgodny z poczynionymi założeniami.
Całkowitą realizację założeń podjęto podczas prac nad Macintoshem Classic. Ponieważ z miał to być komputer budżetowy zakładano jak największe uproszczenie jego produkcji. Przeprojektowano płytę główną komputera stosując układy o większej integracji co sprawiło, że choć komputer miał niemal identyczną konstrukcję do swoich poprzedników w rzeczywistości był o blisko 20% szybszy od Macintosha Plus - swojego bezpośredniego protoplasty.
Choć zmiany konstrukcyjne Macintosha Classic sprawiły, że w dniu premiery oferował całkiem niezłe możliwości pracy, ciężko oprzeć się wrażeniu, że nieco odstawał konstrukcyjnie od innych, współczesnych mu komputerów Apple. Ponieważ komputer był przeznaczony głównie dla sektora edukacyjnego i mniej zamożnych użytkowników domowych, na tym segmencie rynku odniósł całkiem niezły sukces, na co niemały wpływ miała też cena komputera - 999 USD (pierwszy komputer Apple kosztujący poniżej 1000 USD). Warto też wspomnieć, że w przypadku modelu Classic Apple oferowało zniżki edukacyjne dla placówek edukacyjnych i naukowych oraz dla osób związanych z edukacją. Wpływ na niższą cenę komputera miała także decyzja zarządu Apple, aby przenieść produkcję komputera do fabryki w Singapurze. Także i w Polsce Apple umożliwiło zakup Macintosh Classic po preferencyjnych cenach za pośrednictwem jedynego wówczas w Polsce resellera - firmy SAD z Warszawy.
Ponieważ singapurskie fabryki miały pewien "poślizg" z rozpoczęciem produkcji, a zamówienia na ten model były dosyć duże, obawiano się iż w dniu premiery komputery mogą być niedostępne, na co Apple nie mogło sobie pozwolić choćby ze względu na podpisane umowy. Stąd też podjęto decyzję, iż wyjeżdżające z fabryk w Singapurze komputery jechały bezpośrednio na lotnisko, na którym ładowano je do oczekujących na nie samolotów Boeing 747 Cargo, które zostały wynajęte na blisko miesiąc przez Apple.
Nie wiem ile Macintoshy Classic wyprodukowało Apple ale było ich naprawdę sporo. Dziś jednak coraz trudniej trafić na dobrze zachowany egzemplarz. Ich ceny już od kilku lat utrzymują stały poziom (500-700 zł) za sam komputer, ale też zdarzają się takie rodzynki jak kilka miesięcy temu, gdy na amerykańskim serwisie aukcyjnym pojawił się zapakowany fabrycznie Classic, który się sprzedał za nieco ponad 800 USD.
Pierwszym i zarazem najczęściej spotykanym problemem, to brzydko żółknące obudowy. Plastik z jakiego wykonano Classica stawał się żółto-beżowy po długim przebywaniu w świetle słonecznym, a niewielka domieszka tytoniowego dymu sprawiała, że stawał się brzydko żółty. Wiele z Classiców pełniło rolę maszyn do pisania w rozmaitych, zadymionych redakcjach - i wiele z nich nieodwracalnie straciło swój pierwotny, biało-beżowy kolor. Na mocno pożółkłe obudowy nie znam skutecznego rozwiązania, jednak na te tylko nieco pożółkłe jest bardzo prosty sposób.
- Kupujemy wodę utlenioną w żelu 3% (lepszy jest 7% ale w Polsce chyba niedostępny)
- Rozkręcamy plastikowe elementy
- Smarujemy je żelem i zanosimy na zaprzyjaźnione solarium, wystawiamy na światło słoneczne lub oświecamy prywatną lampą UV.
Drugim, zdecydowanie bardziej poważnym problemem jest wypalony kineskop komputera. Tutaj rady nie ma. Nowych już chyba od lat nie produkują i jedynym sposobem jest kupno używanego w lepszym stanie lub regeneracja (kiedyś regenerowało się kineskopy, ale czy ktoś tym się dalej zajmuje ? Nie mam pojęcia).
Poszukiwania odpowiedniego egzemplarza trwały naprawdę długo. A to obudowa była zbyt pożółkła, a to plastiki ukruszone. Odrzuciłem też kilka egzemplarzy w których wymieniono płytę główną na tą, pochodzącą z modelu Classic II. Moje doświadczenia wskazują, że przy poszukiwaniach warto cierpliwie szukać i czekać, a ów wymarzony rodzynek w końcu się znajdzie. Tak też było i w tej sytuacji.
Nieoczekiwanie w kwietniu zadzwonił do mnie kolega. Ktoś z jego znajomych jakiś czas temu sprowadził z USA Classica. Po kilku miesiącach zabawy postanowił go odsprzedać dalej. Kolega sprawdził, komputer sprawny, cena przyzwoita. I tak tydzień po naszej rozmowie do pracy zawitał kurier przywożąc niewielkie pudełko.
Po chwili "odpoczynku po podróży", mały Classic stanął dumnie obok swego młodszego brata i bez najmniejszych problemów się uruchomił. Bardzo lubię uruchamiać tak zabytkowe komputery, ponieważ poprzedni właściciele zazwyczaj zostawiają na nich nie tyko aplikacje, ale mnóstwo swoich dokumentów i plików. Nie chodzi tu o wyszukiwanie jakiś informacji w celu ich dalszego wykorzystania, ale zwykłą ciekawość do czego komputer był używany. Nie inaczej było w Classicu. Na komputerze zainstalowano Microsoft Word w wersji 3.0, Excela w wersji 3.0 oraz program do składu publikacji - Aldus PageMaker. Tak więc przypuszczam, że komputer pochodził z jakiejś redakcji.
Postanowiłem, że wyczyszczę w komputer (zarówno wizualnie jak i programowo) i spróbuję stworzyć taki komputer, jaki stał w mojej szkolnej pracowni (na ile pozwala mi na to pamięć). W trakcie gdy ja zbierałem niezbędne oprogramowanie i przygotowywałem całą operację instalacji (dziś to wbrew pozorom dość skomplikowane przedsięwzięcie), komputer stał włączony na centralnej półce w firmie, wzbudzając zrozumiałe zainteresowanie wszystkich gości jacy pojawiali się w jego okolicy. Stał sobie tak jakieś dwa tygodnie, aż któregoś dnia usłyszałem głośne "PUK" i Macintosh zgasł. Próby jego ponownego uruchomienia spełzły na niczym. Po jego rozkręceniu okazało się, że przepalił się niewielki, szklany bezpiecznik ale wymiana na każdy kolejny sprawiała, że po włączeniu zasilania komputer robił "PUK", a szklany bezpiecznik wypełniał się ciemnym dymem.