Pani Krysia z księgowości – odcinek 22: biegnijmy (część pierwsza)
Gdybym nazwał dzisiejszy wpis np. „oddajcie mi obraz”, albo „ciemność widzę” albo coś jeszcze równie oczywistego i mało oryginalnego to od razu wszyscy zorientowaliby się o co chodzi. Czy w takim lepiej dać coś tajemniczego i później wyjaśniać przez cały tekst co autor miał na myśli? W zasadzie to nie do końca. Nie do końca, z tego powodu, że mam w głowie refleksje o tym, że zabierają nam czas, a mimo to trzeba pewne rzeczy zrobić. Kto zabiera nam czas? Ci wszyscy i to wszystko wokół. Więc biegnijmy, aby dogonić świat... I tak setki zwykłych osób codziennie biegnie, siedząc 8 godzin przed ekranem, robiąc wszystko na wczoraj, będąc w więźniami, będąc w sieci rybackiej.
Gdzie praca jest tym czym woda dla ryb, gdzie praca jest niczym bieżnia po, której biegniemy i gdzie praca jest prostopadłościanem który zmusza do biegu. A te wszystkie kable, ekrany, skrzynki, pudełka z procesorami, mikroukładami i całą masą elektroniki w środku są czymś co pozwala nam biegać szybciej. A czasem są niczym płotki przez, które musimy przeskakiwać. Tutaj gdy jeden z płotków się przewróci zaczyna się domino i musi się znaleźć osoba, która postawi wszystko do pionu. Pojawia się pytanie i problemem zarazem, jak postawić coś do pionu kiedy na bieżni inni biegają? To trochę jak przechodzenie przez autostradę.
Będąc osobą, która czuwa nad tymi wszystkimi skrzynkami, kablami i całą masą elektroniki takie przejścia przez autostradę są nieuniknione, czasem ruch jest mniejszy, czasem większy, ale to jedyna droga. W dzisiejszej historii będziemy mieli do czynienia z autostradą podziemną, ale zanim do Niej przejdziemy to chciałbym powiedzieć, że po ostatnich wpisach Redakcja Pani Krysia otrzymała setki wiadomości… Yyyy nie… Dostała…Nie dostała?
… Nie... Ale! :)
Mam dwóch znajomych na portalu… Kimkolwiek jesteście: piona i pozdrawiam koledzy. ;) Pozdrowiwszy nowych kolegów, mogę wrócić do tego co chciałem powiedzieć. Otóż w komentarzach wiele osób sugeruje mi, że jestem rozlazły w pisaniu niczym najtańsze adidasy po roku chodzenia w nich. Postanowiłem wyjść naprzeciw, choć generalnie mam taki sposób pisania, ale ok., zmiany, zmiany, zmiany, od tej pory historia będzie zaczynać się nie dalej niż w czwartym akapicie.
Mijamy się! Piątym! Dobra… Zjedźmy już na tą autostradę. Pewnego wiosennego dnia dostałem zlecenie, że monitor wysiadł, bo dioda w komputerze się świeci i, a ta przy monitorze nie. W dodatku słychać, że komputer pracuję. Jak na tą branżę i ten rodzaj usług to są naprawdę konkretne informacje (i mówię to bez grama ironii). Wyposażyłem się więc w zapasowy monitor dla klientów, kable, netbooka, przeorganizowałem lekko grafik i w drogę. Pani zgłaszająca awarię miała wiele wspólnego z redami, bo Wiesiek dostaje mnóstwo dodatków i wsparcia za darmo, tak i ja dostałem od Niej dodatek za darmo, konkretniej mówiąc była to informacja, że przeprowadziła manipulację kablami i nie przyniosło to efektu.
Po dotarciu na miejsce usłyszałem, że się pali, sprawa pilna, że jak najszybciej musi to działać, normalnie siekiera nad głową. W takich sytuacjach zawsze zachowuje spokój. Pośpiech i jakikolwiek stres mógłby pogorszyć sprawę. Dlatego pełen luzik i jedziemy z tematem, jedziemy pod ziemie, tzn. pod biurko, a tam… istna tragedia… 3 listwy zasilające, 3 komputery, 3 UPSy, a z nich wyjścia na komputer i monitor, 3 tysiące kilometrów przeróżnych kabelków, 3 miliony supłów, pętelek, powiązań. To raczej taka autostrada po trzęsieniu ziemi. Gorzej niż gminna droga w Polsce, gorzej niż…
Nie dramatyzujmy, da się to odplątać… problemem jest czas i to, że trzeba odłączyć wszystkie 3 Panie od pracy. Ich biurka były ustawione tak, że tworzyły coś w rodzaju trójkąta, a w jego środku jest ta cała plątanina. I nie to żebym się bał nurkować pod tymi stołami widząc nogi, w tej sytuacji nie interesowałby mnie one, ale przeszkodą było, to, że gdybym odpiął nie to co mogę to jedna z tych nóg mogła by wylądować z impetem na moim ciele. I nie to żebym się bał kopnięcia kobiet, ale po co je dodatkowo stresować, wystarczy, że w pracy mają wojnę o przetrwanie każdego dnia. Panie sprzymierzone w biurkowy trójkąt nawet zasugerowały, żeby nic nie grzebać, one nie mają czasu, koniec kropka.
W trosce o siebie, a przede wszystkim o te delikatne kobiece istotki, zakończyłem wstępną obserwacje kabli pod stołem. Sprawdźmy co się stało pacjentowi. Zacząłem od odpięcia monitora i podpięcia pod te same przewody mojego zastępczego ekranu. Hmm nie działa? Nie, to nie jest monitor, dla pewności podpiąłem monitor Pani Krysi do gniazdka na ścianie, na drugim końcu pokoju. Działa, więc to na pewno nie monitor. Wszystko wskazuję, że kabel zasilający się wypiął, zepsuł, naciągnął, obraził, umarł czy coś. Szczerze mówiąc to w tamtym momencie wolałem, aby to jednak był monitor. Cóż trzeba wrócić do plątaniny…
Biorąc pod uwagę, że Pani Krysi się spieszy, sąsiadkom z biurka również byłem zmuszony na rozwiązanie tymczasowe, fuszerkę, lipę, bylejakość… Jak bardzo tego nie lubię to teraz innego wyjścia nie było. Jako, że wszystkie 3 UPSy były obok siebie ciężko mi było dokładnie ustalić, który kabel idzie do monitora Pani Krysi. Troszkę siłą, troszkę na wyczucie, troszkę na „pałę”, wytypował jednego skurczybyka… Raz się żyje. Odpięty… Nic nie poleciało w moją stronę, ani słownie, ani fizycznie, więc chyba strzał. Podłączyłem w jego miejsce nowy kabel, który przywiązałem z sobą. Wyprowadziłem go na powierzchnie, podłączyłem monitor i mamy sukces. Niestety z racji tego, że ten stary przywiązał się mocno do swoich kolegów zmuszony byłem go tam zostawić. Nie był do niczego podłączony, ale nie chciał iść ze mną.
Tak nie może być! Ta plątanina jeszcze na pewno się na mnie zemści, więc trzeba działać zanim problem się rozwarstwi. Wszystkie kable były tak mocno spięte, te od Internetu trzymały się na słowo honoru i ogólnie nie pozwolę sobie na chaos. Więc umówiłem się na wizytę poprawkową dzień później, od 6.30 do 7.30, oraz od 14 do końca. Na dwie partię dlatego, że firma pracuję od 7:30 do 15:30, ale pracownicy przychodzą i wychodzą o różnych porach – widełki, widełkami, ale osiem godzin ma być. To mi da szersze pole manewru.
Na drugi dzień wpadłem tam niczym perfekcyjna Pani domu i dokonałem nowego porządku. W okolicach 15:30 pod biurkiem błyszczało, kable razem pospinane, pogrupowane, poukładane, te od Internetu z nowymi końcówkami, cud miód, tak… jestem bardzo skromny. Ale tak jak tam, wtedy to rzadko kiedy byłem zadowolony ze swojej pracy. Oczywiście było jakieś „Ale”… nie porobiłem sobie etykiet do kabli, mimo, że ogólnie miałem dostęp do takiej maszynki, nie pamiętam dlaczego na to wtedy nie wpadłem, bo takie rozwiązanie wiele ułatwia – choćby przy switchach, routerach czy czymkolwiek innym gdzie mamy kabel, wtyczkę razy kilka i wszystko takie same.
Może kiedyś będzie mi dane to nadrobić – kto wie…. Jednak porządek jaki tam teraz panował skutecznie uniemożliwiał błędne zlokalizowanie kabli. Interwencja zakończona… Będąc w tej firmie na drugi dzień postanowiłem umówić się jeszcze na trzeci, a to za sprawą zgłoszonej wcześniej awarii w innym pokoju. Internet tam uciekał, niczym wyborcy od takiej Partii takiego Pana od wódki ,narkotyków i zabawek dla dorosłych. Był, był, był, coraz słabiej był, aż któregoś dnia nie było go prawię w ogóle, ale na trzeci dzień to ja się właśnie umówiłem, więc stawiłem mu czoło… Hej wracaj na miejsce! Wrócił? Jak wrócił kiedy wrócił? Dlaczego go nie było? Tak wiele pytań… To jest temat na kolejną część trylogii „biegnijmy”. Zapraszam już teraz, w następny piątek.
Uderz do jednoosobowej redakcji Pani Krysi na PW: [klik] Lub napisz oficjalnie w komentarzach.