Team Fortress 2
Trudno zaprzeczyć faktowi, że Orange Box zachwycił graczy i recenzentów na całym świecie. Wielbiciele Gordona Freemana nie mogli przejść obojętnie obok następnego epizodu jego przygód, a Portal zaskoczył pomysłowością tych przyzwyczajonych już do pewnych, skostniałych standardów rozgrywki. Nie należy jednak zapominać, iż Valve w „pomarańczowej paczce” zadbało również o entuzjastów trybu wieloosobowego, dodając do zestawu Team Fortress 2 - sieciową strzelankę, która zdobywa coraz większą popularność.
29.10.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:55
Już wiele lat temu zapowiadano chwalebny powrót Team Fortress. Na początku miał to znowu być „normalny”, drużynowy FPS z różnymi klasami postaci, rozgrywający się w świecie współczesnym. Po drodze trochę się jednak zmieniło i z realistycznej otoczki nie zostało obecnie prawie nic. Valve serwuje nam coś niezwykle smakowitego, czego w grach sieciowych można by szukać długo. TF 2 rozgrywa się w klimatach wręcz odrobinkę komediowych, ironicznych, oblanych komiksowym sosem, dość podobnym do tego, co mogliśmy oglądać w XIII. Wszystko jest tu przerysowane specjalnie, z umysłem. Jeśli heavy guy, który notabene wygląda jak powiększona wersja pewnego gubernatora Kalifornii, używa miniguna, to sama fuzja będzie większa niż niejeden przeciwnik. Gość z granatnikiem nosi na oku opaskę, a na ustach uśmiech tak wredny, że pewnie wszystkie bramki na lotniskach zaczynają na jego widok pikać. Na raz.
Główną osią, na której opiera się pomysł TF 2 jest podzielenie graczy na 9 klas w dwóch drużynach. Możemy więc zagrać medykiem, snajperem lub żołnierzem – tutaj wszystko jest dość oczywiste. Ale już na przykład taki szpieg działa na trochę innej zasadzie, niż moglibyśmy się tego spodziewać. Potrafi on przebrać się za jakąś postać z obozu przeciwnika, przejść niezauważony na terytorium wroga i niezauważony wbić nóż w plecy strzelca wyborowego, który akurat za bardzo nam bruździł. Taki inżynier posiada umiejętność stawiania konstrukcji różnorakich, jak stacjonarne działka, teleporty (wyjście/wejście), czy maszyny uzupełniające amunicję oraz zdrowie, przez co ta akurat profesja jest szczególnie wśród graczy ceniona - sprawnie postawiona wieżyczka nie raz uratuje nas przed totalną klęską.
W sumie, kiedy widzi się tak wiele klas postaci do wyboru można by pomyśleć, że twórcy idą na ilość, a nie na jakość. Uwierzcie mi jednak, ten element gry dopracowany został do prawdziwej perfekcji, zaś nauka obchodzenia się z każdym typem postaci będzie niezwykle satysfakcjonująca, acz niewątpliwie długa i trudna - stąd na początku lepiej skupić się na jednej klasie (polecam żołnierza; nie tylko posiada on bardzo przekonujący w bitwie argument w postaci dwururki, ale również nosi ze sobą rakietnicę, którą wykorzystuje do rocket-jumpów).
[break/]Niestety nie można powiedzieć, by oficjalnych map było wiele, i choć co prawda ciągle powstają nowe, tworzone przez fanów, jednak miodnością nie dorównują one tym domyślnie zaserwowanym przez studio. Możemy spróbować naszych sił w wielu różnych trybach, wśród których znajdziemy na przykład przejmowanie terytoriów, polegające na atakowaniu i bronieniu określonych obszarów mapy. Walka tutaj potrafi trwać niezwykle długo, bądź błyskawicznie wręcz krótko - wszystko zależy naturalnie od tego, z kim mamy do czynienia. Jeśli zdarzy się nam wbić na serwer jakiegoś klanu, to możemy być prawie pewni, że atak przeciwnika będzie skoordynowany i niezwykle niebezpieczny. Jeśli jednak gramy z ludźmi, dla których taki zwrot jak „gra zespołowa” jest czymś zupełnie obcym, to należy przygotować się na długą walkę pozycyjną. Jest to niestety jedna ze słabości sieciowych tytułów drużynowych, którą widać również w TF 2. Norma, że wygrywa ten, kto lepiej współpracuje, a czasem znalezienie takich ludzi jest bardzo trudne. Bez własnej, zgranej ekipy „ani róż”.
Najpopularniejszy wydaje się tryb, który jest wersją znanego i lubianego „capture the flag”. W Team Fortress 2 zamiast flagi kradniemy teczkę ze ściśle strzeżonymi dokumentami. Co sprawia, że najlepiej gra się właśnie tak? Przede wszystkim są to ponownie bardzo dobrze zaprojektowane miejscówki, z których najlepszą wydaje się ctf_2fort. Całość oczywiście nie byłaby tak miodna, gdyby nie wykręcone, wspomniane wcześniej klasy postaci. Typowy meczyk w TF 2 wygląda na pierwszy rzut oka jak chaotyczna bieganina, ale ale... Zaprawieni w boju inżynierowie sprawnie wspomagają swoich kompanów rozstawiając wieżyczki broniące kluczowych elementów mapy, takie jak ciasne przejścia, czy mosty. Jeśli panów z kluczami francuskimi jest więcej można nawet pokusić się o szybką wycieczkę na teren przeciwnika i tam sprawienie mu niespodzianki w postaci małej bazy operacyjnej składającej się z kilku działęk i teleportu, przez który bez przerwy przechodzą nasi koledzy.
Inżynier jednak absolutnie sam poradzić sobie nie zdoła i tutaj właśnie powracamy do elementu, który sprawia, że TF 2 jest tak niesamowicie miodny. Postacie doskonale się uzupełniają i w rękach odpowiednio sprawnych graczy cała drużyna funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna. „Kaskowcy” zapewniają niezbędne zaplecze, ale to żołnierze i specjaliści od ciężkiego sprzętu są dla nich niezbędną ochroną. Dobry snajper na dachu również jest nieoceniony - zapędzony przez precyzyjne strzały do swojej bazy przeciwnik dwa razy się zastanowi zanim zaszarżuje na nasze pozycje, czy choćby wystawi łeb, żeby ocenić sytuację. Doprawdy trudno jest opisać wszystkie sposoby, na które poszczególne klasy na siebie wpływają. Kluczową postacią w drużynie staje się także medyk, bo nie tylko uleczy, ale również zwiększa dwukrotnie nasze zdrowie lub nawet czyni na kilka sekund niezniszczalnym.
[break/]TF 2 rezygnuje z liczenia tylko i wyłącznie fragów. Sprawdzając tablice wyników możemy oczywiście popatrzyć sobie na takie rzeczy jak ilość zadanych obrażeń, ale o wiele ważniejsze są punkty, które nasz dzielny wojak zdobywa w sytuacjach różnorakich. Jeśli gramy akurat jako medyk to pomaganie przyjaciołom w walce przekłada się w naturalny sposób na nasze statystyki. Co prawda wymaga to dość sprawnego biegania i umiejętności szybkiego odnajdywania zasłony, ale taka wprawka przyda się nam nie tylko przy zabawianiu się w pielęgniarkę. Dzięki temu systemowi TF 2 staje się atrakcyjny również dla tych, którzy nie grają wyłącznie, by sobie jeno pozabijać. W końcu nie o to przecież we współpracy drużyny chodzi, prawda?
Co jeszcze takiego sprawia, że wszystkie elementy tutaj tak doskonale ze sobą współgrają? Jest to oczywiście świetna oprawa audiowizualna, dzięki której od TF 2 nie można oderwać oczu, ni uszu. Wszystko wygląda troszkę, jakby ludzie odpowiedzialni za Looney Tunes (Zwariowane melodie, blah) wzięli się za robienie gier. Nie można napotkać postaci nieprzerysowanej. Snajper to chudzina w wielkich okularach przeciwsłonecznych, używający długiego karabinu z nienaturalnie dużą lunetą. Pyro - ogniowiec biega w masce przeciwgazowej, która tłumi jego głos. Jeśli więc pan z miotaczem zawoła medyka, to usłyszymy jakieś stłumione mlaśnięcia. Równie wykręcona, co klasy postaci, jest sama oprawa misji. Kiedy już podłączymy się do jakiejś mapki, pani posługująca się równie niedorzecznym, co uwznioślonym głosem objaśni nam o co chodzi w danym trybie. Wszystkie dźwięki z gry doskonale pasują do klimatu. Nie rozumiem co prawda, dlaczego heavy guy mówi po rosyjsku „żegnaj”, kiedy chcemy powiedzieć „dziękuję” (dzięki ig), ale to nieważne przecież. Po zagraniu w TF 2 do bólu realistyczne shootery wydadzą się Wam zwyczajnie nudne.
Początki z Team Fortress 2 przypominają to, co zawsze dzieję się, kiedy siadamy do nowego shootera sieciowego - jest trudno, człowiek ciągle ginie, ktoś nas wyzywa od lam. Lecz im dłużej gramy, tym jesteśmy lepsi i tym więcej umiemy. Już niedługo sami denerwujemy się na nowych, nie pojmujących jeszcze, że stawianie wieżyczki w danym miejscu to strata czasu. Co udaje się tej grze znakomicie, to przykuć do komputera o wiele dłużej i o wiele mocniej, niż zazwyczaj innym tego typu produkcjom. Valce odkryło bowiem, iż gracze nie chcą ciągle realistycznego strzelania, idealnego odwzorowania lotu pocisków i innych techno-bzdur. Czasami człowiek potrzebuje po prostu czegoś, co świetnie dopasowuje się do konwencji zabawy, ale przy tym zabawy niegłupiej, wciągającej i zmuszającej do gry zespołowej. I w tym duchu jest tutaj właśnie przepięknie.