The World Ends With You
Gigant gatunku, jakim jest japońskie Square-Enix, ostatnio nie rozpieszczał graczy, włączając w to posiadaczy DS-a. Jak bardzo byśmy nie kochali pierwszych części Final Fantasy, to jednak nie da się stwierdzić, że ich reinkarnacje były odkrywcze. I raczej przeciętnie wykorzystywały unikalne możliwości handhelda Nintendo. Na szczęście nadszedł tytuł, który to wszystko zmienił.
06.05.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:54
The World Ends With You - nazwa dość nietypowa, ale symptomatyczna, ponieważ gra jest pod każdym niemal względem oryginalna i warta uwagi. Wszelkie zarzuty, jakie można postawić produkcjom Square-Enix w jej przypadku nie sprawdzają się, zupełnie, jakby stworzył ją ktoś całkowicie inny. Któregokolwiek elementu by nie wziąć pod lupę, wszędzie widać wysoką jakość wymieszaną ze świeżym podejściem. Nietuzinkowy design, doskonała muzyka, niesztampowa fabuła, a do tego diabelnie rozbudowany system walki, który miał szansę zaistnieć tylko na tej konsoli - właśnie dla takich gier kupuje się NDS-a. Aż ciężko mi się zdecydować od czego mam zacząć recenzję, gdyż każdy aspekt produkcji wyrywa się, by zaprezentować swe wdzięki graczom.
Gracz wciela się tu w młodego chłopaka imieniem Neku, który budzi się na ulicy w centrum współczesnego Tokio. Nie pamięta, jak się tam znalazł, ani kim jest, jednak ten problem szybko schodzi na dalszy plan, gdy bohater zostaje zaatakowany przez dziwne stworzenia. W wyniku kilku najbliższych wydarzeń dowiaduje się w końcu, że bierze udział w tak zwanej Grze, a żeby przetrwać, musi wykonywać zadania zlecane przez Żniwiarzy – oni kręcą tym całym „interesem”. Wspomniane wcześniej stwory, zwane tutaj Hałasem, to sposób Żniwiarzy, by przeszkadzać Graczom takim jak Neku. Cała Gra opiera się na dziwnych zasadach, które ustala niedosiężny Kompozytor, i trwa równo siedem dni. A co potem, to musicie się już dowiedzieć sami. Nie chcę Wam psuć przyjemności, bo historia naprawdę potrafi w kilku momentach zaskoczyć.[img=5172]Na plus zaliczam już samo umiejscowienie akcji we współczesnej metropolii, co kłóci się z wizją gatunku, jako zdominowanego przez pogromców smoków i poszukiwaczy księżniczek. The World Ends With You przez cały czas trzyma się konsekwentnie konwencji „miejskiej legendy” i wychodzi grze to świetnie, nawet pamiętając, że rzadko jesteśmy karmieni takimi realiami. Poza głównym wątkiem fabularnym wciągają także sami bohaterowie, których nie da się nazwać płaskimi, a do tego kryją oni w sobie mroczne sekrety – każdy miał własny powód, by przystąpić do Gry. A jako, że akcja dzieje się w wielkim mieście, postacie mają typowo „miejskie” problemy: pogoń za modą, nieprzystosowanie do społeczeństwa, niezgoda na konformizm. I choć dialogi momentami uderzają w moralizatorskie tony, to bez problemu jestem w stanie to wybaczyć, bo w końcu każda dobra historia powinna nieść z sobą jakiś morał właśnie.
[break/]Z fabułą idealnie współgra oprawa, podkreślająca atmosferę nowoczesnej metropolii i - nazwijmy to tak umownie - kultury młodzieżowej. Z głośników dobiega głównie hip-hop oraz techno, z domieszką popu. Osobiście nie przepadam za tymi gatunkami, ale nawet ja musze przyznać, że kawałki są naprawdę dobre i tworzą klimatyczne tło do wydarzeń na obu ekranach. Do gustu przypadła mi także kreska, jaką wykonano modele postaci, przywodząca na myśl nieco Kingdom Hearts (i nie ma co się dziwić, w końcu autorzy ci sami), a także otoczenie, po jakim porusza się gracz. Bo choć trudno uznać je za imponujące, to dzięki zabawie z perspektywą grafikom udało się uzyskać pewien taki efekt niepokojący. Uderzając w poetyckie tony, mógłbym rzec, że dzięki temu gracz może odczuć namiastkę ogromu miasta, które przytłacza rozmiarem swoich mieszkańców.
No dobra, wiecie już o czym TWEWY opowiada, a także jak brzmi oraz wygląda. Czas wreszcie przejść do meritum, czyli jak w to się gra. Ogólny schemat nie różni się za bardzo od innych przedstawicieli gatunku: każdego dnia bohater i jego partner otrzymują zadanie, a żeby je wypełnić, trzeba zazwyczaj pójść w odpowiednie miejsce i pogadać z kim trzeba. W razie konieczności czynność powtórzyć. Oczywiście, w wielkim uproszczeniu. Ponieważ przy bliższym spojrzeniu okazuje się, że czasem jakaś mini-gra się trafi, albo zagadka w stylu detektywistycznym. Nie jest więc źle, zwłaszcza, że to wszystko przeplatane jest walkami, czyli najlepszym kawałkiem mięska z tej tłuściutkiej świnki, jaką jest najnowszy produkt Square-Enix. I właśnie także o tym chciałem Wam od samego początku napisać.
System walki może wydawać się nieco skomplikowany, jednak kiedy poznacie go bliżej zachwycą Was możliwości, które daje. Przede wszystkim bitwa odbywa się jednocześnie na obu ekranach – na dolnym z pomocą stylusa walczy Neku, na górnym przy użyciu krzyżaka czyni to samo jego partner. I właśnie tym drugim zajmiemy się w pierwszej kolejności. Otóż ataki wyprowadza się za pomocą strzałek kierunkowych, według schematów kombosów wyświetlanych przez konsolę. Wybierając właściwą ścieżkę na „drzewku” ataków, ładuje się wskaźnik, który napełniony pozwala bohaterom odpalić mocniejszą ofensywę. Niby żadna filozofia, ale sęk w tym, że gracz powinien kontrolować wydarzenia jednocześnie na obu ekranach, a to już wyższa szkoła jazdy. Tylko wtedy da się wycisnąć wszystko z systemu, ale na szczęście nie jest to konieczne. Gra pozwala ustawić, w jakim stopniu poczynania partnera Neku są kontrolowane przez konsolę, więc jeśli podzielność uwagi nie jest czyjąś silną stroną, to wciąż taka osoba może czerpać z rozgrywki przyjemność.[break/]A ta czyha oczywiście na ekraniku dotykowym, gdzie swą moc prezentuje Neku. Otóż całe starcie (odbywające się na zasadzie slashera i zamkniętej areny) gracz obsługuje za pomocą rysika – zarówno porusza się postacią, jak i zadaje ciosy. A to oznacza z kolei, że trzeba mieć naprawdę szybkie palce, by wyjść z walki zwycięsko. Podczas przygody Neku zdobywa przedmioty (coś w rodzaju kapsli albo odznak przypinanych na agrafkę), które pozwalają mu wyprowadzać konkretne ataki – z zastrzeżeniem, że w walce może używać ograniczonej ich liczby. Chodzi więc o to, by stworzyć najdogodniejszy dla siebie zestaw. Jeden z kapsli pozwala przykładowo wystrzeliwać ogniste kule po stuknięciu stylusem w przeciwnika. Drugi tworzy płomienny krąg wokół bohatera, przy uprzednim narysowaniu takiego kształtu. Jeszcze inny sprowadza lodową bryłę, aktywowaną szybki ruchem wskaźnika do góry. I tak dalej, i tak dalej. Jak widać, sporo tu intensywnego mazania po touch screenie, ale przecież tego właśnie oczekujemy od gier na ten sprzęt.
Kapsle owe (z braku lepszego słowa) zdobywają coś na wzór punktów doświadczenia, podnosząc swoje statystyki, a także mogą ewoluować. Znajdziecie tu obok ofensywnych, także ich defensywne, czy uzdrawiające warianty. Jakby tego było mało liczba zdobytych po walce kapsli zależy od levelu postaci, jaki ustawiliście przed walką. Tak, tak, bo choć bohater rozwija się podobnie jak w większości rpg’ów, to można ręcznie obniżać jego poziom, by zgarnąć więcej bonusów za ciężką walkę. A bądźcie pewni, że to dalej nie wszystko, na co pozwala głęboki system TWEWY, tylko zwyczajnie opisanie wszystkie tutaj mija się z celem. Najważniejsze byście byli przygotowani na zupełnie nowe doświadczenie, którego ze świecą szukać jest gdzie indziej.
Rozpisałem się już słusznie, a nie wspomniałem jeszcze chociażby o markowych ciuchach noszonych przez protagonistów i znaczeniu, jakie mają na ich statystyki. Jednak nie mam zamiaru tego czynić teraz. Po prostu chcę zasugerować, że po przeczytaniu tego tekstu wcale nie wiecie wszystkiego o produkcie, więc jeśli zdecydujecie się na zakup, możecie oczekiwać wielu miłych niespodzianek. A zdecydowanie powinniście taką decyzję przemyśleć, ponieważ The World Ends With You to jeden z najciekawszych role-playów, jaki ukazał się ostatnio na konsole w ogóle. W szczególności, jeśli od dawna męczą Was schematy gatunku i szukacie orzeźwiającego powiewu nowości. Znajdziecie go tutaj.