Imperium Romanum
„Nie oceniaj gry po tytule”, powinno się powiedzieć na samym początku tej recenzji, bo w sumie fraza, którą dzieło się sygnuje jest chyba najlepszym elementem całości. Imperium Romanum to kolejna produkcja traktująca o budowaniu miasta, tym razem - jak łatwo można zgadnąć - w realiach starożytnego Rzymu. Niestety, rozpoczynając rozgrywkę mamy wrażenie, że przenosimy się w zupełnie inny świat. Świat średniej jakości gier końca XX wieku.
08.04.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:54
Mimo dość patetycznie brzmiącego tytułu nie będziemy tu zarządzać rzymskim imperium, zapewniając mu odpowiedni rozwój gospodarczy i militarny. Tym zajmował się już wydany cztery lata temu Rome: Total War i jak dotąd żadna inna gra nie mogła mu dorównać. Opisywana produkcja nie ma jednak wcale takich ambitnych celów. W Imperium Romanum zajmujemy się prowadzeniem pojedynczego rzymskiego miasta, ponieważ prowincją nazwać tego nijak nie można. Będziemy musieli zapewnić mu zaopatrzenie, wydobycie odpowiednich surowców, jak i obronę przed barbarzyńcami, którzy mogą mieć chrapkę na zdobycze naszej cywilizacji.
Startujemy, co jest dość oczywiste, od prawie że zupełnego zera. Pośrodku terenu stoi sobie nasze forum, a dookoła niego biegają niewolnicy. Zaczynamy więc planowanie i już po chwili kilka domków ładnie otacza nasz główny budynek, a z ich kominów wydobywa się dym. Szybko orientujemy się w rozłożeniu surowców naturalnych, bez których nigdzie ani rusz i powoli zajmujemy całą mapę, oglądając jak nasza dzielna metropolia rośnie niczym na drożdżach. Dodajemy do tego farmy i piekarza, jak również winnicę, żeby lud miał czym się zajmować w wolnych chwilach. Za osiągnięcia, przykładowo chociażby takie poradzenie sobie z problemem głodu, otrzymamy pozwolenie na wybudowanie łuku triumfalnego stanowiącego symbol naszej potęgi, godnie majacząc ponad chatami.
I tak w kółko. Lecz zaraz - gdzie tu Rzym i jego chwała? Ano, podpowiem, w wyglądzie budynków oraz łacińskich nazwach niektórych większych struktur, takich jak Koloseum. Na tym rzecz się kończy. Szczerze mówiąc, gra mogłaby więc rozgrywać się w jakimkolwiek anonimowym państwie w czasach od starożytności do średniowiecza. Wygląda na to, że autorzy poszli na niezłą łatwiznę, nawet nie starając się dowiedzieć czegoś ciekawego o erze, którą postanowili przedstawić. I wielka szkoda, bo przecież tamte czasy należą do jednych z bardziej interesujących. Nawet jeśli nie trzeba odrobić pracy domowej i poszperać w jakichś książkach (książki, o mój Boże, tylko nie to!), wypadałoby chociaż udawać, że coś się wie. A tak mamy jeno gladiusy i czerwone dachówki.
[break/]Kiedy już zbudujemy podstawową osadę, musimy zacząć zajmować się ekspansją na inne tereny, a to niestety jest dość nudne. Co chwila w identyczny sposób stawiamy jednakowe budynki, a uwierzcie, fakt ten nie skłania do wielogodzinnego siedzenia przed komputerem. Trzeba zadbać o te same potrzeby naszych obywateli – ich domy przechodzą ewolucje za każdym razem od początku, czyli od najbiedniejszej siedziby. Jednym z niewielu ciekawych elementów jest majątek w przypadku właścicieli chatek. Jeśli jakiejś rodzinie się powodzi, przez co jej status się podnosi, ma to wpływ na całą dzielnicę. Dobrym sposobem na szybkie podreperowanie budżetu jest ogłoszenie takiej bogatej familii wrogiem Rzymu, wygnanie jej z miasta i zarekwirowanie dobytku. Trochę okrutne, ale się sprawdza.
Szkoda tylko, że często irytujące błędy stają na przeszkodzie realizacji nawet najlepszego planu. Oto przykład: jedna z rodzin znajduje się w niezbyt dobrej sytuacji finansowej, co grozi jej głowie przejściem na ścieżkę przestępstwa. Dbamy o naszych obywateli, więc sprawdzamy, co może być nie tak. I oto powód - ojciec rodziny to drwal, stąd dziwnym nie jest, że nie stać go na utrzymanie całej familii. Zatrzymujemy pracę domku drwali i budujemy obok siedziby nieszczęśnika posterunek; zaszczytna służba w straży miasta z pewnością przyniesie więcej pieniędzy. Jednak tak się nie dzieje, gra jakby zamraża przychód obywatela, który pilnuje miasta, a jednocześnie… myśli on dalej o przestępstwie.
Takich smaczków mamy tu więcej. Następny błąd dający się we znaki podczas rozgrywki również związany jest z niesławnymi stróżami porządku. Gra co chwila wyrzuca nam komunikat o skłonności którejś rodziny do działania w półświatku. Klikamy dany posterunek, a tutaj nic - ilość przestępstw w okolicy równa zeru. Czyżby nasi podwładni bali się wychodzić na ulice? Musimy więc poradzić sobie z sytuacją w inny sposób. Pozostaje nam dołożyć z kasy miejskiej, żeby tylko pozbyć się irytującej, wyskakującej co chwilę wiadomości. Lecz już po chwili denary się kończą, wydane nie wiadomo na co. I tak cały czas. Dochodzi do tego jeszcze masa błędów z zajęciem naszych dzielnych obywateli, którzy nawet jeśli mieszkają tuż obok zakładu z wolnymi miejscami pracy to nie kwapią się zbytnio do wyjścia poza dom i parania się czymś sensownym.
[break/]Szczytem braku inwencji twórców jest jednak nie tryb budowy miasta, ale zarządzanie armią. Szczerze mówiąc, dawno nie widziałem tak kiepskich rozwiązań w tej dziedzinie. Mamy do dyspozycji aż trzy rodzaje jednostek służących nam do zwalczania pokojowo nastawionych tubylców, którzy spokojnie żyją sobie w swoich wioskach wyjętych wprost z epoki kamienia łupanego. Kiedy już zdecydujemy się na tak honorowy krok, jak atakowanie barbarzyńców to odkryjemy, że nie możemy po prostu wybrać oddziału i kliknąć na przeciwniku. O nie, to by było za proste. Trzeba użyć odpowiedniej ikonki z panelu rozkazów (hmm, jak dawno już się od tego odeszło?) Ale, ale - to jeszcze nie koniec horroru nazywanego przez dystrybutora „rozbudowanym systemem walki”. Kiedy wypuścimy nasze dzielne legiony na wroga nie mamy nad nimi żadnej kontroli. Czekamy po prostu na wynik bitwy, która rozstrzyga się na podstawie nie wiadomo jakich obliczeń.
Gdyby produkcja ta ukazała się pod koniec lat dziewięćdziesiątych mogłaby się nawet podobać. Muszę przyznać, że nawet teraz teren prezentuje się czasami przyzwoicie. Niestety jednak ten poziom przyzwoitości, jak wielokrotnie to podkreślam, byłby dobry kilka lat temu. Dzisiaj, w czasach kiedy w innych produkcjach przy pełnym zoomie można zobaczyć takie szczegóły, jak kolor paska trzymającego zbroję żołnierza, oprawa wizualna Imperium Romanum nikogo raczej nie zachwyci. Podobać się mogą na przykład tła mapy. Dzięki temu nie mamy wrażenia, że gramy sobie na zamkniętym niewidzialnymi ścianami terenie. Lecz i z tym łączy się kolejny dziwny błąd. Niektóre mapy, takie jak choćby Aleksandria, ograniczone są z jednej strony przez Morze Śródziemne. Dlaczego więc można wypatrzeć w tle szczyty? Czyżby Azja Mniejsza?
Czas na podsumowanie, które niestety nie będzie wcale pozytywne. Imperium Romanum nie należy nawet do drugiej ligi produkcji „wtórnych, acz porządnych”. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest to krok wstecz, jeśli chodzi o symulację budowy miasta. W wielu dziedzinach brakuje po prostu tego stopnia złożoności i głębi, do którego przyzwyczaiły nas gry z datą swych premier nawet dziesięć lat temu. Zaznaczam jednak, że niektórym może się podejście twórców spodobać. Ogólnie jednak Imperium Romanum to niezobowiązująca, nie wymagająca zbyt wielkiego zaangażowania produkcja, której tytuł szybko zapomnicie.