Lost: Via Domus

Faktem jest, że LOST zapoczątkował modę na seriale łączące kilka gatunków, a do tego zbudowane na Wielkiej Tajemnicy, która trzyma widza w napięciu przed telewizorem. Nie zdziwiło więc chyba nikogo, iż ktoś połasił się stworzyć grę na podstawie tej uwielbianej przez wiele osób licencji. Za produkcję wzięło się Ubisoft Montreal i wyszła z tego produkcja raczej niestandardowa. Mimo bycia ewidentnym skokiem na kasę fanów serialu to gra ta jest zwyczajnie zaskakująca. Szkoda tylko, że tak pozytywnie, jak i negatywnie.

Redakcja

01.04.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:54

Teraz krótki akapit dla tych, którzy serialu nie oglądali (może są jeszcze tacy). LOST opowiada historię grupy rozbitków, którzy cudem ocaleli z katastrofy lotniczej. Jak się jednak okazuje ich nowy dom – tropikalna wyspa - nie jest wcale takim rajem, jakim z początku się zdaje. Przede wszystkim po dżungli grasuje tajemniczy, morderczy słup czarnego dymu, już nie wspominając o pojawiającym się znikąd niedźwiedziu polarnym… Tego typu klimaty. Szybko okazuje się także, że nie tylko ten srogi ląd ma swoje przedziwne tajemnice, bo każdy ze sporej grupy rozbitków wykazuje tendencję do ukrywania własnej, niekoniecznie pozytywnej przeszłości. No i dochodzą do tego jeszcze tzw. Inni, grupa „autochtonów”, która za swój cel obrała nękanie naszych bohaterów. Oczywiście po coś to robią, tylko nie do końca wiadomo o co chodzi.

Wszystko w grze zaczyna się tak, jak ma to miejsce w pierwszym odcinku serialu, od katastrofy lotu Oceanic 815. Nie wcielamy się tu w żadną ze znanych już postaci - dzięki temu zabiegowi twórcy unikają powtarzania utartych schematów z pierwowzoru, a fani nie poczują się, jakby musieli zjeść ponownie to samo danie. Tak więc przez wyspę poprowadzimy Elliota, fotografa, który niestety znalazł się na pokładzie feralnego samolotu. Znamy to - wszystko przebiega spokojnie do czasu, kiedy maszyną nie zaczyna nagle trząść. Ten właśnie moment wybiera sobie jeden z pasażerów, aby wstać i z miną zdradzającą brutalne zamiary ruszyć w naszym kierunku. Nie udaje się mu jednak do nas dotrzeć, gdyż nagle wielka siła rozrywa samolot na pół (tak, tak) i tracimy kontakt z rzeczywistością.

Obraz

Pobudka następuje gdzieś pośród gęstej roślinności porastającej tropikalną wyspę. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że… nie pamiętamy, kim jesteśmy (jakże oryginalne). Wstajemy szybko, rozglądamy się i cóż innego robić - zaczynamy eksplorację tajemniczego lądu, na którym czai się więcej niebezpieczeństw niż można na początku się spodziewać. Poznajemy naturalnie przy okazji wszystkie ważniejsze postacie ze świata serialu: lekarza Jacka, więźniarkę Kate, czy pozornie niezbyt sympatycznego Sawyera. Ogólnie wydarzenia, których będziemy świadkiem, pochodzą z dwóch pierwszych sezonów LOST, ale nie zabraknie i kilku ulubieńców z serii trzeciej.

[break/]Amnezja dała twórcom okazję do pokazania, jak dobrze można przerzucić specyfikę serialu do gry. Znakiem firmowym LOST są przecież tzw. flashbacki, czyli wspominki, sceny z przeszłości bohaterów - zabieg dość ciekawy, nawet jeśli niektóre historie są mało interesujące i niepotrzebnie zwalniają tempo akcji. Co jakiś czas wydarzenie, czy przedmiot „załącza” pamięć Elliota. Na początku wspomnienia widzimy podarte zdjęcie, aby za chwilę przenieść się w zamgloną przeszłość. Tutaj naszym celem jest zrobienie fotografii odpowiadającej tej rozdartej na kawałki, którą przed chwilą oglądaliśmy. Jeśli nam się uda możemy obejrzeć całą scenę. W przeciwnym wypadku powtarzamy próbę aż do skutku. Po połączeniu epizodów z przeszłości wyklaruje się, kim jesteśmy i dlaczego nawiedza nas duch pewnej zamordowanej kobiety. Jakby tego było mało, nie jest to jedyna tajemnica, z którą zetkniemy się na wyspie.

Obraz

Wspomnianych już elementów łączących grę z serialem jest o wiele więcej. Nasza przygoda została podzielona na odcinki, a każdy z nich zaczyna się od krótkiego przypomnienia co bardziej dramatyczniejszych wydarzeń z przeszłości. Szkoda tylko, że ten bajer nudzi się po przejściu już dwóch pierwszych epizodów, no i do tego musimy go oglądać za każdym razem, kiedy ładujemy zapisany stan gry – a to już jest lekkie przegięcie. Można się również przyczepić do sprawy takiej, iż pod koniec poszczególnych rozdziałów nasz bohater zazwyczaj dostaje w głowę, przez co generalnie rozpoczyna kolejną przygodę dochodząc do siebie po krótkiej, przymusowej drzemce. Dodatkowo irytację na epizodyczną strukturę podbudza jeszcze następna rzecz - Lost: Via Domus jest haniebnie krótki.

Nasza przygoda kończy się niemal równie szybko, co Sawyer wymyśla irytujące przezwiska dla rozbitków, czyli jak na produkcję tego kalibru naprawdę zaskakująco prędko dochodzimy do finiszu. Boli tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że fabuła całkiem trzyma się kupy i potrafi wciągnąć. Ważne jest, iż wpasowuje się ona w ogólny przebieg wypadków serialu, bo jest to rzecz rzadka jak na produkcje licencjonowane. Mało który developer zadaje sobie na tyle dużo trudu, aby nie obrazić inteligencji i pamięci fanów. Gra daje nam chociażby możliwość dokładniejszego przyjrzenia się znanym lokacjom, dzięki czemu funkcjonuje trochę jak wirtualny przewodnik po wyspie.

Obraz

Ta niewątpliwie zaprezentowana jest bardzo ładnie. Tylko minus taki, że poziomy w grze są strasznie małe. Przedstawiając sprawę bardziej obrazowo - niektóre levele, jak choćby ten z rozbitym samolotem, charakteryzują się poziomem „otwartości” mapy 1 na 1 z jakiegoś shootera multiplayerowego. Te, które są trochę bardziej skomplikowane, typu jaskinie, czy dżungla, również nie grzeszą jakimś nadmiernym rozbudowaniem. Ot, mamy kilka ścieżek, na których można pobłądzić przez dwie minuty, lecz nic więcej. Dobrze chociaż, że zostało to wszystko przepięknie wykonane. Parna dżungla pełna jest egzotycznych roślin, drzewa poruszają się lekko na wietrze, a wraz z nimi cienie. Czasami można nawet przystanąć i przyjrzeć się jakiemuś wyjątkowo dobrze wykonanemu elementowi krajobrazu, acz generalnie jakby się zastanowić to na grę o tak prostej strukturze poziomów wymagania sprzętowe są zbytnio wygórowane.

[break/]Nie można za to powiedzieć złego słowa o udźwiękowieniu produkcji. Na szczególną uwagę zasługuje muzyka, która podobnie jak w serialowym pierwowzorze jest niepokojąca i doskonale dopasowana do sytuacji. Znakomicie wypadły dźwięki, które mają w sercu gracza wzbudzić niepokój, takie jak choćby jakieś szelesty w dżungli. Od razu zaczynamy się nerwowo rozglądać, czy przypadkiem ktoś lub coś nas nie śledzi. Podobnie sprawy mają się z jaskiniami, w których słyszymy dalekie odgłosy kapania wody przemieszane z piskami nietoperzy. Ciut gorzej wypadają co prawda aktorzy, bo momentami bez wyrazu wypowiadają oni swoje kwestie, ale generalnie nie rzuca się to bardzo na uszy.

Obraz

Od strony grywalności za to mamy mały zgrzyt. Wiele mogę zrozumieć, nawet przeniesiony (znowu) z konsoli system zapisywania stanu gry, lecz tak głupiej klawiszologii nie widziałem już dawno. Po pierwsze, o ile generalnie przyjęło się, że za akcję odpowiada jeden przycisk, tak twórcy gry postanowili zaserwować nam kilka opcji w zależności od tego, co akurat chcemy wykonać. Sprawa kolejna - czyżby developer miał inny rozkład klawiatury niż reszta świata? Dlaczego nie można na przykład z okna dialogu wyjść za pomocą klawisza escape? Bo wygodniej jest najwyraźniej naciskać backspace. Szkoda, że większość graczy używa niestety w dzisiejszych czasach rozkładu W, S, A, D, który obok „backa” niestety nie leży. Niby taka mała sprawa, ale przerywanie gry wychodzeniem do menu co jakieś dwie minuty, potrafi jednak rozdrażnić.

Obraz

Podsumowując - fani LOST mogą z miejsca dodać do końcowej oceny gry ze dwa punkty, ale ogólnie z ciężkim sercem muszę wystawić jej raczej nienajlepszą notę. Można tu znaleźć wiele ciekawych elementów, takich jak choćby sceny z przeszłości, czy próby odzwierciedlenia serialowej specyfiki, ale przeważają jednak irytujące błędy. Fabuła wypada dość interesująco, choć osoba niezaznajomiona z historią rozbitków może poczuć się odrobinkę zbita z tropu. Niezrozumiałe jest również wspomniane dziwne rozstawienie klawiszologii. Ci gracze, którzy znajdą jednak dość cierpliwości, żeby zignorować głupie błędy przeniosą się do świata pełnego nie zawsze rozwiązywalnych tajemnic i rozbitków-filozofów, którzy jeszcze niedawno jeździli na wózku inwalidzkim. Tylko szkoda, że przygoda trwa tak krótko.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)